Przyjaciele "Gazety Polskiej"

Wczesne popołudnie 30.06.2005 r. Minęły właśnie trzy tygodnie od momentu objęcia przeze mnie funkcji redaktora naczelnego "Gazety Polskiej". "Gazeta Wyborcza" i były redaktor naczelny "Gazety Polskiej cały czas wściekle atakowali mnie i zespół redagujący "Gazetę Polską". Wychodziłem właśnie ze spotkania z członkami zarządu firmy King&King, którzy bez ogródek przedstawili mi plan przejęcia "Gazety Polskiej". Nie ukrywali, że nie w smak im współpraca z niektórymi osobami z redakcji: między innymi z Waldemarem Łysiakiem i Piotrem Lisiewiczem. Zażądali też, bym pozbył się rubryki redagowanej przez Elizę Michalik. Nie zamierzałem przyjmować tych warunków i chciałem bronić swoich autorów. Potem okazało się, że przynajmniej w jednym wypadku nie było to potrzebne, gdyż p. Michalik przeszła na stronę King&King. Zbierało się na potworną awanturę, którą chciałem opóźnić jak się tylko da. Potrzebowałem sojuszników, a tych było bardzo niewielu. Szedłem właśnie ulicą w towarzystwie Pawła Solskiego, wiceprezesa firmy King&King. Był pewny zwycięstwa i oferował mi utrzymanie stanowiska redaktora naczelnego w zamian za uległość. Nie zauważył, że we mnie się gotowało. Na razie jednak nic nie mogłem zrobić.

Z rozmyślań obudził mnie dzwonek komórki. Zadzwoniła do mnie jakaś pani z Krakowa, by podziękować za nowe oblicze "Gazety Polskiej".
- Chciałam powiedzieć panu, że czytałam "Gazetę Polską" od samego początku, ale... przez ostatnie miesiące była nie do czytania. Od kilku numerów to jest znowu moja "Gazeta Polska".

Ta pani nazywała się Elżbieta Wach. W redakcji czekało na mnie jeszcze kilka listów podobnej treści. Anonimowi czytelnicy wysyłali maile i listy dziękując za odnowioną "Gazetę Polską". Wielu z nich deklarowało pomoc. Wśród osób, które zadzwoniły do mnie, był młody działacz Ligi Republikańskiej z Kielc Przemek Harczuk.

Wtedy przyszedł mi do głowy najoczywistszy pomysł: mam sojuszników, tysiące sojuszników. To są przecież czytelnicy "Gazety Polskiej", którzy entuzjastycznie przyjęli zmiany w redakcji. Ale jak wykorzystać ich energię i zapał? To też było oczywiste: trzeba odtworzyć istniejące wiele lat temu kluby "Gazety Polskiej".

Pierwszy klub powstał w Kielcach. Jego założyciel Przemek Harczuk został koordynatorem wszystkich klubów. Po wakacjach zgłosiła się ponownie Elżbieta Wach. Założyła klub w Krakowie, dziś jeden z największych i najprężniej działających. Kluby zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu.

Każdy klub jest zupełnie inny, mają swoją specyfikę i różne pomysły na działanie. Podstawą ich działalności są częste, zwykle cotygodniowe spotkania. Uczestniczą w nich dziennikarze z redakcji "Gazety Polskiej" i znaczące osoby ze świata polityki i kultury. Dzięki małej armii ludzi dobrej woli, w skład której wchodzą członkowie klubów "GP", można było powołać miesięcznik "Niezależna Gazeta Polska". Ten miesięcznik to nasza "Arka Noego" stworzona na wypadek gdyby firma King&King przejęła "Gazetę Polską" lub doprowadziła do jej zamknięcia. Startowaliśmy prawie bez pieniędzy, ale mieliśmy setki pomocników, którzy rozpropagowali "Niezależną".


Jak założyć klub

Klub Gazety Polskiej może założyć każdy, kto czyta tę Gazetę i zgadza się z jej linią programową. Na używanie nazwy "Klub Gazety Polskiej" trzeba mieć zgodę redaktora naczelnego (tel. kom. 604 570 301, mariaalicja5@wp.pl). Jeżeli okaże się, że klub działa w sposób niezgodny z naszymi ideami zgoda ta zostanie cofnięta. O założeniu klubu należy, oprócz redaktora naczelnego "GP", poinformować też koordynatora klubów. Serdecznie zachęcam do przesyłania ważnych informacji z życia klubów do osób redagujących tę stronę internetową.


Co robić?

Kluby powinny odgrywać rolę integracyjną w swoich środowiskach lokalnych - skupiać wokół siebie czytelników i pozyskiwać nowych. Najłatwiej to zrobić organizując spotkania i imprezy, które zainteresują wielu ludzi. Należy zwracać uwagę na to, czy "Gazeta Polska" i "Niezależna" są dostępne w kioskach i właściwie eksponowane. Kluby mogą inicjować istotne działania: na przykład walczyć o dekomunizację nazw ulic w swoich miastach, albo napiętnowanie komunistycznych zbrodniarzy. Nie powinny jednak bezpośrednio angażować się w działalność polityczną. Nie mogą np. wystawiać własnych kandydatów w wyborach, co oczywiście nie wyklucza zaangażowania się członków klubów w taką działalność.

Póki trwa bitwa o "Gazetę" kluby powinny wspierać redakcję w jej walce o niezależność. Można to robić uczestnicząc w wytaczanych przez naszych wrogów procesach. Należy domagać się też od posłów i ważnych polityków, by interweniowali w obronie niezależności "Gazety".


Szanowni Państwo

Ruch klubów "Gazety Polskiej" powstał w warunkach bezpardonowej walki o nasze przetrwanie i niezależność. Gdyby sprawy poszły źle, kluby przekształcą się w kluby "Niezależnej Gazety Polskiej", a tą wspólnym wysiłkiem natychmiast zamienimy w tygodnik. Należy jednak walczyć tak długo jak to jest możliwe o "Gazetę Polską". Wszyscy bierzemy udział w nowej przygodzie, która jest elementem walki o "IV Rzeczpospolitą". Od nas wszystkich zależy, czy ta pierwsza "Gazeta" odnowionej Polski przetrwa i czy będzie się rozwijać. Zapraszam do działania w klubach "GP" i zapraszam do jak największej aktywności.


redaktor naczelny "Gazety Polskiej" i "Niezależnej Gazety Polskiej"

Tomasz Sakiewicz


2005 rok