Mniejsza połowa
Starcie się kończy. Milkną brawa. Wygrani świętują. Przegrani zaciskają zęby i myślą o odwecie. W końcu tak niewiele brakowało. Jak wielki znak zapytanie pozostaje kwestia, na którą nikt nie zna odpowiedzi. Co zrobić z "Mniejszą połową Polski"? A w zasadzie gdyby doliczyć absencję, to większą? Podział jest oczywisty. I dużo bardziej skomplikowany niż My-Oni w czasach PRL czy postkomuna- postsolidarność w latach 90. Powiedzieć, że linia podziału biegnie między wykształciuchami i moherami, lustratorami i antylustratorami, Polską solidarną a Polską liberalną, tradycjonalistami a postępowcami, wielkimi miastami i małymi miasteczkami będzie tylko jakąś częścią prawdy. Można przypuszczać, że w dwóch odmiennych kolejkach do urny znaleźli się ci, co płakali lub nie płakali po Smoleńsku, ci, na których działa lub nie działa Szkło Kontaktowe... Ale czy do końca? Jeszcze trudniejsze jest pytanie, jak dalej żyć w tym naszym wielomilionowym małżeństwie polskim po przejściach. Czy tak głęboko skłóconych rodaków można będzie ogarnąć duchem wspólnoty lub choćby wspólnych interesów streszczających się w sformułowaniu - racja stanu? Nie wiem. Piszę te słowa w sobotę, a nie mam daru Kasandry. Jeśli wygra Kaczyński, tak bardzo zmieniony przez wielką traumę, sądzę, że taka próba zostanie podjęta. Już ją podjął, rezygnując z walki wedle reguł wojny na wyniszczenie. Ale jeśli sukces osiągnie jego teflonowy konkurent, będzie ciężko. Zwycięska arytmetyka każe marzyć o państwie rządzonym na zasadzie monopolu. A podział najgłębszy w III RP jeszcze się pogłębi. Ciąg dalszy nastąpi. Na razie przerwa na reklamy. Marcin Wolski |