Polonia KonstitutaZ braku innych poważniejszych zmartwień rządząca partia kombinuje ze zmianą konstytucji. Ta praktyka ma swoje precedensy. Edward Wielki Śląski też zamiast istotnych reform proponował poprawki ustawy zasadniczej... Wprawdzie teraz nie słychać, aby w projekcie pojawiła się przewodnia rola Platformy ani dozgonna miłość z ościennym mocarstwem, ale przecież nie wszystko naraz. Chwilowo rozpatrywane projekty idą w stronę ograniczania - liczby posłów i senatorów, zakresu immunitetu poselskiego oraz liczby głosów potrzebnych do obalania prezydenckiego weta. Ale co tu obalać, skoro prezydent swój? Wszystkie te pomysły, z ministerialnymi nominatami w radach nadzorczych mediów włącznie, sprawiają wrażenie podarunku, jaki obecnie rządzący chcą zgotować swoim następcom. Podoba mi się tu zwłaszcza projekt ograniczenia immunitetu. Jakże łatwo nowa władza będzie mogła posłać swoich poprzedników do pudła! Chyba że aktualnie rządzący postanowili rządzić zawsze. W takim razie po co ograniczać liczbę deputowanych? Może powyżej pewnej liczby trudniej kontrolować kluby, a może istnieje obawa, że aż tylu lojalnych posłów w kraju się nie znajdzie... Osobiście uważam, że kierunek jest słuszny, tylko trzeba pójść dalej! Parlament w dotychczasowym kształcie to anachronizm. Przy aktualnym układzie sił Sejm powinien składać się z czterech posłów (tylu, ile jest klubów), przy czym każdy z reprezentantów partii miałby podczas głosowania tyle udziałów, ile procentowo uzyskał w wyborach. Albo lepiej - tyle, ile wynika z bieżących uśrednionych sondaży. W dodatku w takim jednoosobowym klubie niemożliwy byłby jakikolwiek rozłam, stanowiący zmorę współczesnej demokracji. Bo niby jak miałby się rozłamać taki superposeł - wzdłuż, w poprzek? Rozumiem, że nie da się tego załatwić za jednym razem. Posłowie mogą zagłosować za zmniejszeniem swego składu o połowę, sądząc, że to oni zostaną w Izbie, a nie ich koledzy. Dlatego przypuszczam, że do wspomnianego ideału dojdzie się dopiero po kilku kadencjach. W ramach oszczędności można by także zrezygnować z debat parlamentarnych. Nikt tego nie słucha, a wiara, że płomienne przemówienie może skruszyć serca członków innej partii, graniczy z naiwnością. Takie debaty mogłyby zastąpić efektowne klipy w wykonaniu popularnych aktorów i piosenkarzy, co znakomicie przybliżyłoby rządzących telewidzom... Przepraszam, chciałem powiedzieć - obywatelom. Marcin Wolski (felieton wygłoszony w Radiu Merkury) |