Dom bez klamek

Zadziwiające, jak pozorne udogodnienia sprawiają, że świat staje się coraz mniej przyjazny ludziom. Magnetyczny klucz, przydatny w hotelach, staje się zmorą coraz większej liczby instytucji, odcinając wtajemniczonych od profanów, a szefów od personelu. W TVP pozycje człowieka wyznacza siła jego karty magnetycznej. Jedni mogą tylko dostać się do środka, inni mają wstęp na określone pietra, najważniejsi na samą prezesowską górę. Co gorsza, bez właściwej karty nie tylko nie można wejść, ale również wyjść. Wyobraźnia podsuwa mi różne straszne scenariusze, w których taki gabinet może stać się szklaną pułapką. Realna przydatność występuje jedynie w momencie zmiany władzy - rozmagnesowany prezes przestaje być prezesem!

Przy okazji w TVP definitywnie zamknięto połączenie z Radiem i aktor podczas przerwy w nagraniu telewizyjnym już nie zagra solówki w Teatrze Polskiego Radia. Ciekaw jestem, czy podobnie jest w Ministerstwie Kultury i czy do Dziedzictwa Narodowego mogą dostać się jedynie specjalnie upoważnieni?

A w ogóle świat nasz zamiast się upraszczać, komplikuje się. Nawet najmarniejsza władza uzurpuje sobie kontrolę nad pracownikiem. Za moich czasów wręcz namawiano dziennikarzy radiowych, aby doskonalili warsztat, współpracując z prasą, telewizją, dziś muszą żebrać o zgodę, podpisywać rozmaite lojalki. A zwierzchność, w zamian za głodową pensję, chce mieć monopol na wszystko, a szczególnie na prawo wyrażania zgody bądź nie. Dziennikarzom nie wolno występować w reklamach, ale za zgodą przełożonych wolno. Danie głosu w ewidentnej konkurencji to zbrodnia, ale nie dla każdego. Co gorsza, wszelkie zawierane umowy skonstruowane są tak, jakby istniała tylko jedna strona zobowiązana do wszystkiego - my.

Biurokraci z prawnikami na czele muszą przecież codziennie udowadniać swoją przydatność. Żyjemy podobno w świecie elektroniki, ale nigdy nie marnowano tyle papieru na umowy, ile obecnie. A na każdej muszą być wszystkie dublujące się dane z PESEL, NIP i dowodu osobistego. Ktoś to wprowadził, nikt nie odwoła.

Wrażenie życia w domu bez klamek stale się pogłębia. Ba, nie wiemy już nawet, kto w nim z nami mieszka, pod pozorem ochrony danych osobowych zniknęły przecież listy lokatorów. Co gorsza, nie ma od tego odwrotu, bo pomiędzy przepisami a zdrowym rozsądkiem stoją wzory ze świata, z Brukselą na czele.

A przecież mi żal, że zwykły podpis, uścisk ręki, słowo honoru musi dziś zastępować coraz większa liczba załączników, gadżetów, utrudnień, tak że aż chce się jednym ruchem wyłączyć całą tę elektronikę!


Marcin Wolski

(felieton wygłoszony w Radiu Merkury)