Dzień niepodległości


Piękną historię opowiedział mi mój wydawca, Tadeusz Zysk. Jest u niego we dworze w Brzostkowie stary zegar, który wedle pamiętników jego właściciela w XVIII wieku, hr. Ponińskiego, stanął dokładnie w dniu upadku I Rzeczpospolitej w 1795 r. "Nie masz już Polski!" - zapisał stary arystokrata, w odróżnieniu od innych Ponińskich rzetelny patriota. Minęło stulecie z okładem. Inni już byli właściciele dworu. Za oknem wczesny zmrok listopadowy. Siadano do kolacji, kiedy nagle zepsuty zegar zaczął bić. Był 11 listopada 1918 r. Odrodziła się Polska!

Niepodległość! Dla Polaków XXI wieku wydaje się oczywistością. Dla tych, którzy znają historię ostatnich trzech stuleci, dobrem rzadkim - kilka lat Księstwa Warszawskiego, niespełna rok powstania listopadowego, a w czasach najnowszych - razem niecałe 42 lata. Ktoś skrupulatnie policzył, że od 4 czerwca 1989 r. do tragicznego 10 kwietnia 2010 r. upłynęło tyle samo dni, co od 11 listopada 1918 r. do 17 września 1939 r. Cieszmy się więc, III RP już trwa dłużej niż II! Choć w kwestii dokonań, przy święcie, porównań raczej nie dokonujmy!

Raczej myślmy o tym minimum narodowej zgody, które pozwoli nam tę niepodległość utrzymać.

Kiedy bowiem naprawdę zaczęła upadać dawna Polska - pod Maciejowicami (1794), w momencie elekcji pod osłoną ruskich bagnetów Stanisława Augusta Poniatowskiego (1764), wraz z traktatem trzech czarnych orłów (1732), w dniu zwycięstwa Piotra I pod Połtawą (1709), z wyborem pierwszego Sasa (1697), pierwszym liberum veto (11 marca 1652 r.)... Z pewnością nie (jak chce J. M. Rymkiewicz,) wraz z egzekucją Samuela Zborowskiego (26 maja 1584 r.).

Gdyby Rzeczpospolita poszła drogą zaproponowaną przez Zamoyskiego i Batorego, nie patyczkowałaby się z rokoszanami, zdrajcami czy wrogami wewnętrznymi. Gdyby postawiła na brać szlachecką ograniczając magnaterię i wprowadzając kadencyjność urzędów, kto wie, może byśmy niepodległości nigdy nie stracili i dziś bylibyśmy co najmniej Francją.

Wielkość przywódców mierzy się bowiem nie ich aktualną popularnością, ale polityczną wyobraźnią - historia przyznaje, że w Wielkiej Wojnie rację miał Piłsudski, nie rusofil Dmowski, który nie potrafił wyobrazić sobie upadku trzech zaborczych potęg i oskarżał Komendanta, że idzie na pasku Mocarstw Centralnych. Rację miał Jan Paweł II, wzywając Ducha, aby "odnowił oblicze ziemi", i rzucając rękawicę Imperium Zła, a nie większości przywódców "Wolnego Świata", dla których upadek komunizmu był czymś niewyobrażalnym.

Dlatego w Dniu Niepodległości szukajmy w Polsce ludzi z wyobraźnią polityczną, z odwagą stawiania wielkich zadań. Oni kiedyś wygrają.

Albo przegramy wszyscy. Chociaż zegar ciągle jeszcze chodzi.


Marcin Wolski