Rehabilitacja


Zaskoczyło mnie zdanie staro-nowego prezydenta Sopotu, że gen. Jaruzelski powinien zostać zrehabilitowany. Zaskoczyła mnie nie tyle intencja - jeśli powstanie kiedyś panteon antybohaterów III RP, to obok Bagsika, Gąsiorowskiego, Gawronika, Stokłosy, Grobelnego, Bogatina czy Ireneusza Sekuły pan Karnowski ma tam pewny sarkofag - ile samo użycie terminu rehabilitacja, co w latach bliskich sercu generała oznaczało przecież oczyszczenie z zarzutów kogoś już skazanego, najczęściej pośmiertne.

O ile wiem, Jaruzelski nie został nigdy skazany za nic. Jak więc można go zrehabilitować? Czystego nie ma po co prać!

Ale załóżmy, że chodzi o rehabilitację na wyrost. Na przyszłość, kiedy osąd będzie nieuchronny, choćby wyłącznie przez Boga i Historię. Czego miałaby taka rehabilitacja dotyczyć - całokształtu? Gdybym był adwokatem, prędzej podjąłbym się rehabilitacji Ceausescu zgładzonego w procesie kapturowym, bez prawa do obrony. Nicolae był komunistycznym przestępcą, ale na swój sposób rumuńskim patriotą, a w "sowieckim generale" przyodzianym w polski mundur tego elementu nie dostrzegam. Był wiernym sługą imperium i narzuconego jego krajowi zbrodniczego systemu. Łatwiej przychodzi znaleźć pozytywne cechy u Gomułki i Gierka. O jakich pozytywach można mówić u TW "Wolskiego"? Że nie miał nałogów i był kulturalny? Trochę za mało. Hitler, jak wiadomo, kochał zwierzęta, a Goebbels dzieci (inna sprawa, że obaj przed śmiercią wymordowali obiekty swoich uczuć).

W biografii "konformisty doskonałego" nie sposób znaleźć fakt, kiedy przedłożyłby cokolwiek ponad własną karierę. Tym, których wzruszają rozterki przy wyborze mniejszego zła, przypomnijmy, że nie przez przypadek znalazł się tam, gdzie się znalazł, a nigdy by tam nie dotarł, gdyby choć raz w życiu zachował się przywozicie.

To prawda, w jego działaniach objawiał się perfekcjonizm - zarówno w szybkim pokonywaniu szczebli kariery, jak i działaniach politycznych - świetny w inwazji na Czechosłowację, rewelacyjnie dokonał antysemickiej czystki w LWP, modelowo wprowadził stan wojenny, zbudował fałszywą legendę o zachowaniu w grudniu 1970 r., kiedy to jego wojsko strzelało do robotników, ale sterowana plotka przez dziesięciolecia kazała wierzyć, że był wówczas w areszcie domowym. Wreszcie zręcznie oddał władzę (ze strachu, nie z miłości do demokracji!) w sposób, który jemu zapewnił bezkarność, a jego uwłaszczonym towarzyszom dobrobyt po wsze czasy.

Jednak w poczuciu chrześcijańskiego miłosierdzia zgadzam się na podjęcie procesu rehabilitacyjnego. Tylko, na miły Bóg, najpierw go osądźmy i skażmy!


Marcin Wolski