Ze wzgórza pod Krakowem W trudnych dla siebie czasach Kościół powinien eksponować tych swoich wiernych, którzy nad wartości materialne stawiają duchowe W ostatnich dniach odprowadziłem na miejsce wiecznego spoczynku Romana Kocielińskiego z Wiślicy, człowieka, którego działalność może stać się świetlanym wzorem dla wszystkich wierzących. Urodził się w 1928 r. Został mistrzem ślusarskim, a jego pasją życiową stało się kowalstwo artystyczne. Ożenił się z młodszą od siebie o cztery lata Danutą, nauczycielką z Buska-Zdroju. Zamieszkali oboje w domu w Wiślicy, w pobliżu słynnej kolegiaty z średniowieczną Madonną Łokietkową, zwaną też Matką Bożą Uśmiechniętą. Danuta przez długi czas nie mogła znaleźć zatrudnienia w swoim zawodzie. Z potrzeby serca rozpoczęła więc społeczną współpracę z ośrodkami szkolno-wychowawczymi. Wszystko zaczęło się w 1973 r. od nawiązania kontaktu z nowo powstałym Państwowym Domem Dziecka w Winiarach k. Nowego Korczyna oraz Rodzinnym Domem Dziecka w Janinie koło Buska. Początkowo organizowała paczki świąteczne, wycieczki i wakacje. Angażowała się jednak coraz bardziej, a swoim entuzjazmem zaraziła męża. Dzięki pracowitości Romana dobrze im się powodziło - dlatego mogli i chcieli pomagać innym. Dla trzech dziewczynek z winiarskiego Domu Dziecka założyli książeczki mieszkaniowe i systematycznie wpłacali na nie pieniądze. Gdy podopieczne dorosły, wyprawili im wesela. Roman Kocieliński mówił: "Pochodzę z biednej rodziny, ale obecnie żyję w dostatku. Nie wyobrażam sobie, aby nie podzielić się tym, co mam z biednymi dziećmi. Tyle jest biedy, nieszczęść, dramatów". Kocielińscy podjęli także współpracę z ośrodkami szkolno-wychowawczymi w Jędrzejowie i Pacanowie. Za swoją działalność 10 stycznia 1995 r. oboje otrzymali Order Uśmiechu, przyznany im na wniosek dzieci z Winiar. Ich legitymacje nosiły numer 444 i 445. Z tego powodu Roman żartował, że tak jak Adam Mickiewicz pisał "Imię jego czterdzieści cztery", on może powiedzieć "A imię jej czterysta czterdzieści cztery". W duchu pomocy innym, słabszym, Kocielińscy wychowywali swoje własne dzieci. I wychowali skutecznie, gdyż oboje włączyli się w akcje charytatywne rodziców, a z czasem dołączyły również ich dzieci. Trzy pokolenia złączyła wspólna sprawa. Kocielińscy byli zaangażowani także w życie parafii. Roman troszczył się o remonty i sprawy materialne. Kiedyś opowiadał, że jako młody rzemieślnik zgubił młotek przy remoncie dachu zabytkowej bazyliki. Odnalazł go dopiero po czterdziestu latach przy kolejnym remoncie. Z kolei cała rodzina przez ponad trzydzieści lat troszczyła się wraz z rodziną państwa Abratańskich i rodzinami innych sąsiadów o noclegi i poczęstunek dla pielgrzymów, którzy wędrując co roku z Rzeszowa na Jasną Górę, zatrzymywali się w Wiślicy. Z małżeństwem Kocielińskich zetknąłem się w 1998 r. na jednym ze spotkań kawalerów Orderu Uśmiechu. Mówiłem wtedy o budowie Domu Przyjaciół w Schronisku dla Niepełnosprawnych w Radwanowicach, przeznaczonym dla niepełnosprawnych intelektualnie sierot. Kocielińscy zaproponowali pomoc. W ten sposób w warsztacie Romana zaczęły powstawać dary w postaci własnoręcznie wykonywanych balustrad, parapetów, krat i elementów ogrodzenia. Były to cenne przedmioty zarówno ze względu na wartość materialną, jak i to, że wykuwane były ręcznie z dobroci serca. Później Schronisku przybyła okazała brama wjazdowa z napisem "Rok 2000". Nie zapominając o rodzinnej parafii w Wiślicy, w której ufundowali kaplicę cmentarną oraz wykonali wiele prac remontowo-budowlanych, zaangażowali się w budowę kościoła Brata Alberta w Radwanowicach. Panu Romanowi świątynia zawdzięcza metalowe okna i schody oraz piękny krzyż na wieżyczce, a całe Radwanowice - pomnik w kształcie krzyża upamiętniający męczeństwo ich mieszkańców w 1943 r. Poza tym Kocielińscy organizowali pomoc dla podopiecznych Fundacji w postaci zbiórki płodów rolnych wśród rolników z Wiślicy i okolic. Państwo Kocielińscy za pomoc osobom niepełnosprawnym otrzymali w 2000 r. Nagrodę Społeczną im. Stanisława Pruszyńskiego, a w 2001 r. Medal św. Brata Alberta, który wręczył im w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie ks. kard. Franciszek Macharski. Danuta Kocielińska zmarła 2 lutego 2004 r. Jej pogrzeb zgromadził rzeszę osób, w tym wielu wychowanków, którymi się opiekowała. Została pochowana na cmentarzu parafialnym w Wiślicy. Jej mąż wraz z rodziną nadal wspierał Fundację im. Brała Alberta i inne dzieła charytatywne. Jego ostatnim przedsięwzięciem było ufundowanie pomników św. Brata Alberta i Jana Pawła II przy radwanowickim kościele, a także zaprojektowanie i wykonanie medali "Serce i miłość", które co roku w czerwcu, w czasie Dni Brata Alberta, Zarząd Krajowy Fundacji wręcza innym społecznikom i darczyńcom. Roman Kocieliński po długiej i ciężkiej chorobie zmarł 19 września 2010 r. Zgodnie z jego wolą na pogrzebie zamiast kwiatów zbierano datki na rzecz Fundacji im. Brata Alberta. Mszę św. koncelebrowało kilkunastu księży z diecezji kieleckiej, rzeszowskiej, tarnowskiej i krakowskiej. Na grobowcu umieszczono wizerunek Orderu Uśmiechu i cytaty z Ewangelii: "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych mieście uczynili" oraz "Byłem głodny, a daliście mnie jeść". Takich ludzi jak państwo Kocielińscy jest wielu. Są jednak niezauważalni. W czasach, kiedy Kościół ustawicznie jest oskarżany o nadmierne przywiązanie do dóbr materialnych, warto takie postawy zarówno osób duchownych, jak i świeckich wydobywać na światło dzienne.
|