Ze wzgórza pod Krakowem

Na Krymie i w Kijowie


Pozytywne wydarzenia, które ostatnio mają miejsce na Ukrainie, są kolejnymi krokami w rozliczeniach z trudną historią


W jednym z felietonów wspominałem o wystawie przygotowanej przez Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów z Wrocławia. Składa się ona z 60 tablic, na których znajdują się kopie 4 tys. dokumentów i zdjęć dotyczących zbrodni dokonanych przez banderowców na ludności polskiej, żydowskiej, ormiańskiej, czeskiej, rosyjskiej i romskiej, a także na tych Ukraińcach, którzy sprzeciwiali się bandyckim działaniom rodaków opętanych nacjonalizmem i faszyzmem. W ostatnich latach wystawa była eksponowana w wielu polskich miastach. W roku bieżącym przekroczyła ona Bug i trafiła do miast ukraińskich. 8 kwietnia z udziałem licznych gości i dziennikarzy, w tym zagranicznych, została otwarta w centrum Kijowa. Przeciwko temu protestowali zwolennicy Stepana Bandery i członkowie tzw. obozu pomarańczowych, ale to tylko przysporzyło tej inicjatywie dodatkowej reklamy.

W tym miesiącu wystawa dotarła na Krym i jest obecnie eksponowana w Jałcie i Sewastopolu, pt. "Ukraińscy Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata - Rzeź Wołyńska: ofiary OUN-UPA". Podczas jej otwarcia, na konferencji prasowej ukraiński deputowany Wadim Wasylewicz Kolesniczenko przypomniał, że symbolem wystawy jest pomnik-mauzoleum zbudowany we Wrocławiu. Upamiętnia on nie tylko ofiary, ale i tych sprawiedliwych Ukraińców, którzy pomagali swoim polskim sąsiadom. Deputowany mówił także: "W lipcu br. byłem z roboczą wizytą w Warszawie, gdzie spotkałem się z kierownictwem Instytutu Pamięci Narodowej. W 2007 r. w Polsce opublikowano książkę pt. >>Kresowa Księga Sprawiedliwych<<. Ustalono w niej nazwiska 896 Ukraińców, którzy w latach 1939-1945 ukrywali Polaków przed bojówkarzami OUN-UPA. Kiedy te bandyckie formacje mordowały ludność cywilną za ich narodowość, przeprowadzając czystki etniczne, przy okazji zabijali także Ukraińców za to, że ukrywali Polaków. Tego w żaden sposób nie mogę nazywać walką narodowo-wyzwoleńczą. To jest właśnie ta stronica historii, o której nie wolno nam zapomnieć". Dodam w tym miejscu, że wystawa została dobrze przyjęta także przez mniejszość żydowską i tatarską.

Do tej pory na Ukrainie z materiałami wystawy mieli już okazję zapoznać się mieszkańcy Kijowa (12 tys. zwiedzających), Ługańska (5 tys.), Zaporoża (8 tys.), Odessy (7 tys.), Mikołajewa (6 tys.). Po Krymie wystawa będzie eksponowana we Lwowie, Łucku, Dniepropietrowsku, Symferopolu, Charkowie i innych miastach. Nawiasem mówiąc, organizatorzy spodziewają się, że we Lwowie czy Łucku dojdzie do kolejnych protestów neobanderowców. Będzie to więc test na ukraińską demokrację.

Innym ważnym wydarzeniem u naszych wschodnich sąsiadów jest proces sądowy, który rozpoczął się 15 września br. przed Okręgowym Sądem Administracyjnym w Kijowie. Dotyczy on rozpatrzeniem wniosku przeciwko dekretowi b. prezydenta Ukrainy w sprawie uznania członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii za bojowników o niepodległość kraju. Ze względu na zasadę prawnej sukcesji za dekret gloryfikujący banderowców będzie odpowiadał aktualny prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Jednakże na posiedzeniu sądu po raz kolejny nie pojawił się ani Janukowycz, ani jego przedstawicielka Elena Łukasz. Bez jakiegokolwiek wyjaśnienia czy usprawiedliwienia. Z kolei wnioskodawczyni Natalia Witrenko, szefowa jednej z mniejszościowych partii ukraińskich, wykorzystała swoje prawo, aby przedłożyć do rozpatrzenia sądowi wiele ważnych dokumentów potwierdzających krwawe zbrodnie OUN-UPA na Ukrainie, Białorusi i w Polsce. Wśród tych dowodów znalazły się dokumenty archiwalne, materiały encyklopedyczne, świadectwa organizacji i osób fizycznych. Sąd dołączył je do pozwu przeciwko dekretowi prezydenta w charakterze dowodów w sprawie. Ponadto sąd zaaprobował wniosek Natalii Witrenko o wezwanie na następne posiedzenie sądu czterech świadków zbrodni OUN-owców, także z Polski. Wśród nich znajdzie się również Szczepan Siekierka, szef wspomnianego stowarzyszenia z Wrocławia. Rozprawa staje się więc międzynarodowa.

Do nagłośnienia sprawy przyczynili się obrońcy dekretu, którzy na osoby ich wspierające wezwali m.in. obywatela Kanady - uwaga! - Stepana Banderę juniora, wnuka szefa OUN, i Jurija Szuchewycza, syna Romana Szuchewycza, dowódcy UPA odpowiedzialnego bezpośrednio za ludobójstwo na Wołyniu. Inna rzecz, że jest to sytuacja kuriozalna, bo czy byłoby do pomyślenia, aby np. w procesie w sprawie Holokaustu obrońcami byli wnukowie Heinricha Himmlera czy Adolfa Eichmanna. Niestety, nad Dnieprem jest to nie tylko do pomyślenia, ale i do zastosowania. Niemniej jednak sam proces jest bardzo ważnym krokiem w obaleniu mitu, który tak bardzo pielęgnują niektóre środowiska. Następne posiedzenie sądu zostało wyznaczone na 10 listopada br. O innych ważnych wydarzeniach na Ukrainie i w Polsce, w tym o sesjach dla nauczycieli w Jarosławiu i Wołowie na Dolnym Śląsku, a także o uchwale Sejmiku Małopolskiego oraz o niecodziennej alei róż na pograniczu polsko-ukraińskim w Horodle napiszę za tydzień.


ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski