SZCZYTNO

  • Strona główna
  • Kluby
  • Wydarzenia
  • Multimedia
  • Archiwum
  • Forum dyskusyjne
  • Kontakt
  • Terminy spotkań
  • Tragedia smoleńska-miesięcznice
  • Karta Klubów "GP"
  • Zjazdy
  • GALERIA
  • Fundacja Klubów "Gazety Polskiej"

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- ---- ARCHIWUM STAREJ STRONY - ZAPRASZAMY NA NOWĄ STRONĘ KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ:                                                                 www.klubygazetypolskiej.pl
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wielki wyjazd na Węgry (podróż)

14 marca 2012 roku –Wielki wyjazd na Węgry. Zastanawiałem się po co właściwie tam jechać, po co Szef Klubów Gazety Polskiej organizuje tak wielkie przedsięwzięcie, osiemnaście godzin jazdy pociągiem, prawie tysiąc podróżnych - aby parę godzin z buta pozwiedzać Budapeszt, przecież to nie ma żadnego logicznego sensu. Ale jak mawia stara maksyma dla towarzystwa i cygan dal się powiesić, a podróż w towarzystwie red Sakiewicza, Violetty Machniewskiej, Elżbiety Matwiejczuk, o Robercie Zbikowski z małżonką i Szczepanku Worobieju nie wspominając to może być fascynującą przygodą. No i się zaczęło ledwie w Warszawie ze Szczepanem dotknęliśmy stopni specjalnego pociągu dzierżąc w rekach narodowe flagi, a tu grupa dziennikarzy(było ich ze 20-stu) zapragnęła krótkiego wywiadu, po co tam jedziemy - jakby sami o tym nie wiedzieli, Szczepan z automatu -przywieść powiewu wiosny z Budapesztu do Warszawy – na drugi dzień w Gazecie Polskiej Codziennej o tym pisali - hasło pozostało. Podróż jak wiadomo wlecze się niemiłosiernie - polskie tory, no ale ciągnie wilka do lasu, po minięciu Krakowa idę do War-su, za czasów studenckich było to fajne miejsce - trochę kultury się przyda pomyślałem. Okazało się, że nie jestem odkrywcą, wszystkie stoliki zajęte i jak w czasach PRL-u między nimi też nie ma gdzie igły wepchnąć Ci co stoją, zaczynają śpiewać 1-szą Brygadę, gitara głośniki i nagle cały Wars zaczyna być kolebką patryjotyzmu śpiewaczego, przestałem tam o w pełnej suchości do jakiejś 2 godziny i zrozumiałem Ci ludzie nie jada na zwykłą wycieczkę, oni mają w sobie coś co i Mnie jest bardzo bliskie.

Grzegorz Rusinowski

Wielki wyjazd na Węgry (uroczystości)

"15 marca Węgrzy obchodzą święto narodowe w związku z rocznicą wybuchu powstania przeciwko rządom Habsburgów w 1848 r. W węgierskiej Wiośnie Ludów ważną rolę odegral iPolacy, a jednym z dowódców wojsk powstańczych był gen. Józef Bem. Walka o niepodległość została stłumiona w 1849 r. przez interwencję rosyjską, to krótki rys historyczny, bez którego nasza obecność w Budapeszcie była by tu niezasadna."

Jest godzina 7:30 nasz specjalny pociąg wjechał na dworzec stolicy Węgier, wysiadamy a Węgrzy obecni na stacji prowadzą nas specjalnym przejściem (obszerny salon czerwone dywany wkoło meble na oko Ludwik XVI) do podstawionych autokarów, dowiaduję się, że jest ono otwierane dla specjalnych gości.
Jedziemy do Muzeum Narodowego, gdzie po lekkim posiłku uczestniczymy razem z burmistrzem miasta i Redaktorem Naczelnym Gazety Polskiej Tomaszem Sakiewiczem, w oficjalnym powitaniu Polaków i rozpoczęciem Święta Państwowego. Nie jest moją intencją opisywanie tego, co widziałem, czytelnicy znajdą to na stronach internetowych ja wole się skupić na tym cośmy przeżywali, jako Polacy. Po uroczystościach udaliśmy się do czekających autokarów oddalonych jakieś 500 metrów od Muzeum Narodowego, i jakież zdziwienie, do tej pory nieliczne flagi węgierskie wyrastają na chodnikach jak z podziemi, Węgrzy ustawiają się w szpaler klaszczą nam, machają widać łzy wzruszenia, daje się odczuć, że dzieje się coś innego, nowego, wielkiego i pamiętnego. Nasi opiekunowie zapraszają nas do autokarów abyśmy się zakwaterowali w hotelach dla nas przygotowanych. Pół godziny jazdy i jesteśmy na miejscu, są pokoje kilkuosobowe jedna łazienka na piętro, odżywa wspomnienie akademika, ale nie ma czasu, za 30 minut wyjazd na centralne uroczystości, które zaczynają się na Górze Zamkowej: od Szent György tér. a następnie przemarsz z Góry Zamkowej na drugą stronę Dunaju, na plac Kossutha.
Jest około 15:00 czas płynie bardzo szybo, widać, że Polaków nie jest 500 jak podawała polskojęzyczna prasa, jest nas dużo więcej dopiero, gdy uformowaliśmy kolumnę na czele, której była konna jazda Węgierska weszliśmy na most zobaczyłem morze flag i wszystkie nasze. Najpierw nieśmiało rozgladam się po bokach mostu przy barierkach stoją Węgrzy, pozdrawiają nas, patrzą z podziwem, ale bez emocji. Znowu mam wrażenie, co ja tu robię, po co przyjechałem coś wisi w powietrzu, przejście mostu trwało jakieś 15 minut, jesteśmy po drugiej stronie. Spory tłum Węgrów zaczyna nas pozdrawiać, widać uśmiechy i łzy wzruszenia, ktoś przynosi ciasto, ktoś wodę, owoce, idący koło mnie tłumacz wyjaśnia okrzyki Węgrów, że są z nami. NO i się zaczęło NIE WYTRZYMALIŚMY najpierw nieśmiało:
Okrzyk: Viktor Orbán, coraz głośniej, brawa Węgrów - później, Wczoraj Moskwa dziś Bruksela wolność słowa nam odbiera, atmosfera coraz cieplejsza, no to nasze ulubione Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę. Szliśmy tak jakieś 4 km tłumy Węgrów gęstniały w niezbyt szerokich ulicach miasta, przy wysokich budynkach nasze okrzyki i śpiewy były doskonale słyszalne. No, ale nie to jest najważniejsze, ktoś podszedł do mnie wyciągnął rękę, do mojej bandery i pocałował ją, ktoś inny schylił się tak jakoś inaczej, jeszcze łzy, nasi nie mogli tego wytrzymać, płaczący szpaler Węgrów i tych starych i młodych, witający nas jak bohaterów, nawet mnie się oczy zaszkliły. Plac Kossutha, mamy wyznaczony sektor, dowiadujemy się na placu jest 200 tys. Węgrów, nas 5 tyś. Ogromne brawa na powitanie nas, znowu łzy okrzyki, radość, wzruszenie. Jesteśmy ze swoimi w połowie placu, ale już wymieszani z miejscowymi. Strasznie trudny ten Węgierski, ale po angielsku można się dogadać, stoję przy kobiecie młodej atrakcyjnej, zapytałem ją, dlaczego Nasi gospodarze płakali, gdy my przechodziliśmy ulicami – odpowiedziała za solidarności, za wsparcie, za wolność – wiedzą, kto rozwalił ten berliński mur.- i tak samo szczerze jak my "kochają unię i ruskich". Można by powiedzieć wspomnienia Pis-owca, - dla niedowiarków, niech sobie puszczą przemówienie Orbana, oni nam po prostu dziękują, że nie są osamotnieni i nie dają się robić w wała przez Brukselę – widzą też, co to kondominium - ale tona inny czas.
Po przemówieniu Orbana, które było tłumaczone dla mnie na angielski przez moich znajomych, podszedł do mnie facet tak gdzieś w moim, czyli słusznym wieku, pocałował moją flagę - musiałem mu ja podarować za 5 minut miałem dwie Węgierskie.

Grzegorz Rusinowski

DZIEŃ 2



Godzina 8:00 rano. Wiemy, że o 12:00 na Placu Bema przedstawiciele delegacji Gazety Polskiej razem z burmistrzem miasta Budapeszt mają złożyć wiązanki kwiatów pod pomnikiem naszego generała. Informacja ta jest enigmatyczna (przedstawiciele). Krótka rozmowa ze Szczepanem, chwila zastanowienia… tak, jedziemy. Idziemy do recepcji dowiedzieć się jak tam dojechać, schodzą się inny. Mam na sobie kurtkę z napisem PiS-Szczytno. "Co robimy?", "Jedziemy pod pomnik", ktoś z boku mówi "ale komunikacja miejska jest bardzo droga" - (pełen hol Polaków) - odpowiadam "wczoraj na placu słyszałem, że Polacy jeżdżą za darmo"” – niedowierzanie, ale w końcu wszyscy to kupują. Wyruszamy do centrum miasta, ludzie w tramwaju już inni, patrzą na nas z ciekawością, ale bez entuzjazmu. Nagle Ela wyjmuje z torebki takie nalepki na ubranie gdzie są dłonie spięte uściskiem w barwach narodowych naszych krajów, zaczyna je rozdawać na twarzy podróżnych uśmiech, radość, mija zakłopotanie, niektórzy próbują rozmawiać, oczywiście po angielsku i znowu jest wesoło. Wysiadamy - plan miasta, jest Pl. Bema, cztery przystanki, nalepki robią swoje, tylko jedna osoba tak pod osiemdziesiątkę odmówiła, ale z oczu to taki 1-szy sekretarz, a może chciała być inna. Kurtka ze stylizowanym orłem też działa, młody Węgier podchodzi do mnie i mówi, ze w RTL-u, mówili o nas i o tym, że wieczorem ktoś zdemolował unijną knajpę, inna kobieta tak około trzydziestki, dodała, że to nie my Polacy, a lewackie bojówki z Francji. Zaczynam żałować, że mój angielski jest taki słaby, ale w środku się coś gotuje, rozumiem już dlaczego niektórzy współpodróżni węgierscy tak dziwnie na nas patrzyli - chyba też mają TVN-24 węgiersko - języczną. Do Placu Bema idziemy jakieś 15 minut. Budapeszt pokazuje się nam w pełnej krasie zabytkowych gmachów. Dlaczego ja ich wczoraj nie widziałem, ach te emocje. Godzina 10.00 pod pomnikiem ze trzy osoby, mamy zapas czasu. Jest knajpa. "Być na Węgrzech i gulaszu nie zjeść" rzuca Robert. Idziemy, w środku obrusy w naszych barwach narodowych, kelner z trójkolorowa wstążką - jest dobrze - siadamy w dziesięć osób, herbata, piwo, gulasz atmosfera się rozkręca, jeden z naszych dodał sporo przyprawy, jeszcze przez dwie godziny miał takie fajne oczy "ale nie ma to tamto" jedzenie wyborne, schudliśmy o 50 euro.

Plac BEMA

Godzina 12.00 okazuje się, że już po uroczystościach, przewodnicy milczą jak zaklęci. Nie wiemy co się stało, dlaczego wszystko odbyło się o pół godziny wcześniej. Zaczynam ze Szczepanem analizować - jeszcze w pociągu było parę tysięcy wydań Gazety Polskiej po węgiersku, mieliśmy je rozdawać, ale gdzieś wyparowały, teraz pół godziny wcześniej uroczystości, co jest grane? Podchodzi do nas Węgier, z tego co zrozumiałem ktoś protestował, ktoś nie pozwolił, ale czy można wierzyć wszystkim Węgrom, przed oczami mam tą starsza panią co nie chciała patriotyczniej nalepki. Zaczynam myśleć jak pisowiec, szybka decyzja jedziemy pod pomnik Katyński, nie na 14.00 jak było zaplanowane ale teraz. 20 min jesteśmy pierwsi, jeszcze się nie zaczęło chwila oddechu.

Pomnik Katyński

Nasi zaczęli się schodzić, przybywa burmistrz miasta ,jest redaktor naczelny Gazety Polskiej Tomasz Sakiewicz, są motocykliści z rajdu Katyńskiego, prawie cały plac wypełniony. Niestety brak sprzętu nagłaśniającego powoduje słabą słyszalność, ale wystarczy, że jesteśmy, resztę przeanalizuje się w internecie. Z oczu tracę Szczepana - zmam go, coś się niebawem wydarzy, burmistrz kończy przemówienie małe zamieszkano i czapka Szczepana Worobieja w narodowych barwach z białym orłem jest na głowie burmistrza miasta. Serce rośnie! Pan Burmistrz, już po oficjalnym przemówieniu powiedział, że w dniu dzisiejszym wszyscy, którzy mówią po Polsku mają komunikację miejską za darmo. Kamień spadł mi z serca - jestem prawdomówny. Zbieramy się z powrotem, a tu widzimy całą szerokością ulicy walą nasi z flagami, teraz to oni się spóźnili pomyślałem, nie przyszli o czasie - to ta brudna polityka?

Relaks

Trochę zdegustowani postanowiliśmy się odtruć. Centrum miasta, kafejka, zimne piwo z gorącą kawą nikomu jeszcze nie zaszkodziło - siadamy, Ela niezmordowanie rozdaje nalepki przechodniom, widzę piątkę ludzi ubranych na czarno stoją w bramie a właściwie w takim przejściu między ulicami, ja też chcę dać im nalepkę odmawiają - rozmowa, lewacy z Francji w pobliżu zjawia się policja - odchodzę.

Pożegnanie

Godzina 18.00 na dworcu po przywiezieniu autokarami wchodzimy tym samym wejściem, którym dzień wcześniej tak ochoczo wchodziliśmy, już wiemy, że to przejście jest otwarte na naszą cześć, to my Polacy jesteśmy gośćmi honorowymi Rządu i Parlamentu Węgierskiego, bo tylko dla gości to przejście jest otwierane. Panuje cisza, nikt nie żartuje, przechodzimy z niezwykłą karnością, zachowując szacunek dla naszych gospodarzy, wchodzimy na peron i znowu inny świat. Na całej długości stoją Węgrzy, śpiewy, pozdrowienia - różne języki, ale wszystkie wyrażają to samo, radość, nadzieję, SIŁĘ. Po peronie chodzi mężczyzna z figurką Matki Boskiej, ten sam, którego widziałem przed muzeum i na placu, ten sam, który był przy pomniku generała Bema, podchodzę - z tego co zrozumiałem przywiózł tą Figurkę z Częstochowy, gdy została zmieniona Konstytucja Węgierska i ślubował On, że przy każdych Uroczystościach Państwowych będzie Ją nosił, miał takie ciepłe oczy i taki spokój na twarzy, będę to pamiętał do końca mojego życia. Węgrzy wzięli sobie do serca okrzyki z manifestacji "Polak Węgier dwa bratanki, do szabelki i do szklanki" - pięć beczek świeżego Tokajka -As-su - wiedzą jak przypieczętować przyjaźń. Wagony zostały podstawione. Pięć minut i wszyscy są w środku, nasza grupa chyba z Gdańska, zaczyna intonować Hymn Węgierski śpiewany po polsku, cisza - łzy brawa, któryś z żegnających podchodzi do Roberta Ż. Całuje jego (naszą) flagę - salutuje. Na 15 minut przed odjazdem pociągu organizatorzy każą znowu mam wejść do wagonów, są jacyś spięci. Jestem w ostatnim wagonie -pięciu policjantów wyrasta jak spod ziemi -10 metrów od nas czarne koszule, lewacy, ci sami, którzy w dniu przyjazdu rozdawali nam kartki po cośmy przyjechali tu, to ci z bramy czy ulicy – LEWACTWO. Stojąc na schodach wagonu odczuwam smutek, że ta czerwona zaraza w Nasze Święto Państwowe przysyła, posiłki z Niemiec, a do naszych węgierskich przyjaciół – z Francji, czy to z tym walcząc zginął mój Prezydent? - ale to już na inny artykuł.

Grzegorz Rusinowski

1 1 1 1 1 1 1 1 1 1

Biuro Klubów "Gazety Polskiej"



505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków

Layout i wykonanie: Wójcik A.E.