DEMIURG CZY DESTRUKTOR?
Trzydziesta rocznica rozpoczęcia realizacji planu Balcerowicza rodzi refleksje nie tyle o efektach, które można było odczuć na własnej skórze, ile na temat własnej naiwności wobec wielkiego oszustwa, jakim była ówczesna transformacja. Samokrytycznie przyznaję, że należałem do łatwowiernych, którzy zachwyceni wymienialnością złotówki i zniesieniem kartek, dali się złapać na ówczesną narrację i omal przekonać, że Balcerowicz i jego plan zasłużyli co najmniej na nagrodę Nobla. W dziedzinie „Propaganda” na pewno! Udało się przecież wmówić, że zapaść polskiej gospodarki jest prawidłowością procesu, a grabież majątku przez nomenklaturę – elementem wolnej gry rynkowej. Zresztą nie od razu to zauważono, zakłady upadały, kupował je obcy kapitał po to, by je zniszczyć, a powszechność zjawiska stała się widoczna dopiero po paru latach, jak zdewastowane hale fabryczne Włocławka, Żyrardowa czy Elbląga, z których tylko część dała się wykorzystać na hurtownie. Rządzącym skutecznie udało się wmówić, że innej drogi po prostu nie ma. A przecież była, i to niejedna, zwłaszcza że nie krępowały nas dyrektywy unijne, a dysponowaliśmy, podobnie jak Chińczycy, gigantycznym kapitałem w postaci wykształconej i konkurencyjnie taniej wobec świata siły roboczej. A kapitał? Nie uruchomiono możliwości kryjącej się w prywatyzacji. Nie sięgnięto po polskich przedsiębiorców z emigracji, zachęcając ich gigantycznymi preferencjami, zamiast wspierać uwłaszczanie się potomków sekretarzy i bardziej obrotnych ubeków. Obrońcy Balcerowicza mówią, że reformy naprawcze sprawiając, by nasze produkty stały się konkurencyjne, wywołałyby sprzeciw klasy robotniczej. Niekoniecznie – klasie robotniczej można by zapewnić rozrywkę w postaci rozliczeń komunistycznych zbrodniarzy, przeprowadzając lustrację i dekomunizację, zwłaszcza w służbach, mediach i wymiarze sprawiedliwości. Co przeprowadziwszy, moglibyśmy przystępować do Unii z czystą hipoteką i z punktem startowym krótszym o co najmniej 20 lat!
Marcin Wolski