Tekst alternatywny

EPIDEMIA STRACHU

EPIDEMIA STRACHU

Bywa, że strach przed kataklizmem może nieść więcej zagrożeń niż sam kataklizm. Statystycznie rzecz biorąc, prawdopodobieństwo zgonu przez koronawirusa (nawet w Chinach czy we Włoszech) jest wielokrotnie niższe niż ryzyko śmierci w wypadku, wskutek zawału, o raku nie wspominając. Jednakże te przypadki nie uruchamiają wyobraźni w stopniu, w jakim udało się to przybyszowi z Azji. Strach pomyśleć, co by było, gdyby z równym impetem zaatakowała nas ebola czy dżuma, z ponad 50-procentową skutecznością. Przy czym istnieje znamienna prawidłowość – im bogatszy kraj, spokojniejszy, tym panika większa. W nieznającej od paru stuleci wojny Szwajcarii masowo wykupywane są żywność i leki, co oczywiście tylko podkręca spiralę lęków i rzeczywiście może niebawem spowodować kłopoty z zaopatrzeniem. Na szczęście w krajach, które doświadczyły wszystkich okropieństw wojny i realnego socjalizmu, zachowania są bardziej racjonalne (w samej Warszawie w czasie powstania dziennie umierało więcej ludzi, niż dotąd zabrała pandemia). Oczywiście ostrożności nigdy za wiele, środki i procedury winny być przygotowane, ale trzeba żyć normalnie. A nawet znajdować w sytuacji elementy pozytywne – kichający Parlament Europejski będzie mniej chętny do nękania nas sankcjami, w TSUE tylko patrzeć, jak wprowadzą kwarantannę, a Komisja Wenecka nie zbierze się aż do odwołania! Co do wyborów (w USA czy w Polsce), moim zdaniem wirus działa na rzecz prawicy. Lewicowe elity nie wierząc w życie pozagrobowe, o wiele bardziej troszczą się o doczesne. Spokojnie, to tylko pandemia. W dawnych czasach popularne było powiedzenie, że tylko Bóg może nas uratować. Niestety, dziś ono już nie obowiązuje. Na Zachodzie w pierwszej kolejności zamyka się kościoły i cudowne sanktuaria. Szczepionka będzie najwcześniej za półtora roku. Nic, tylko bunkier, ziemianka, maska na twarz, całun na całe ciało, ręce i nogi w płynie odkażającym, a oczy utkwione w telewizor – póki jeszcze nadaje.

Marcin Wolski