Tekst alternatywny

Mały realizm i wielki romantyzm

Mały realizm i wielki romantyzm

Zastanawiam się, jak nasi domorośli „historycy realiści” nazwą wydarzenia na Ukrainie. Może „Obłęd 2014”? Z ich perspektywy, którą poznaliśmy doskonale w dyskusji o sensowności Powstania Warszawskiego, zryw na Ukrainie może zostać uznany za zjawisko niepotrzebne, szkodliwe, wręcz głupie.

Kontestatorzy gromadzący się na Majdanie i domagający się związków z Europą, odejścia Janukowycza, a  w efekcie dobijający się o wolność dla swojego kraju, zostaną pewnie obciążeni brakiem wyobraźni – owszem, obalili rząd, ale sprowokowali reakcje wielkiego sąsiada. Mają wojnę ze wszystkimi jej konsekwencjami. Gdyby siedzieli cicho, nic strasznego by się im nie stało – korupcję można wytrzymać (są kraje w pobliżu, w których też rozkwita i nikt nie protestuje), Janukowycz trzymał całość w łapie, ale przynajmniej pod żółto-niebieską flagą. A Rosjanie – byli od zawsze, traktowali kraj jak swój, blokowali drogę na Zachód, ale formalnie uznawali jego niepodległość.

A tak – mogą napisać rzecznicy rozsądku w historii – wszystko zostało zmarnowane, giną ludzie, Krym stracony, wschód kraju pewnie też. W dodatku porywając się z ukraińską motyką na Kremlowskie Słońce, nasi pobratymcy powinni przekalkulować, że w godzinie próby będą sami, że Zachód nie ma dla nich nic poza słowami, że wujek Sam zostawi ich samych. Nie dostaną broni ani silnego wsparcia. Sąsiedzi też po pierwszych bojowych zachętach położą uszy po sobie, a nawet we własnych szeregach znajdzie się moc zdrajców sabotujących rewolucję. Więc po co im to było?

Zewsząd słychać zatroskane głosy, że póki czas, trzeba kapitulować na warunkach, jakie zaproponuje Moskwa, a cały świat odetchnie, bo może być tylko gorzej… I co rusz pojawia się zdziwienie, dlaczego ta Ukraina sprawia wszystkim kłopot i jeszcze się broni?

Ano dlatego, że reprezentuje inny, bliski mi punkt widzenia. Jest to stanowisko głoszące, że walka o wolność zawsze się opłaca, jeśli nie w bliższej, to dalszej perspektywie. Jak dotąd w pół roku Ukraińcy odrobili kawał historii, której nie mieli – trzy wielkie polskie powstania w jednym, a wcale nie jest powiedziane, czy nie skończy się to za jakiś czas jak w listopadzie 1918 r. I najważniejsze – z amorficznego ludu narodził się świadomy naród – zjednoczony wspólnotą idei celów, pamięcią własnej odwagi i przelanej krwi.

Bohaterów, nieco na siłę znajdowanych wśród żołnierzy Bandery, wypierają dziś z narodowej pamięci bojownicy niebiańskiej sotni i herosi ginący na Wschodzie. Przemianę, jaka zaszła w pół roku, widać, jeśli porówna się oddziały kapitulujące na Krymie i te walczące jak lwy pod Donieckiem A dwaj ranni oficerowie –  Kandesiuk i Szepeluk, którzy woleli rozerwać się granatem, pociągając za sobą 12 Rosjan, niż poddać, to tacy współcześni Ketling i Wołodyjowski.

Ukraina osamotniona i zagrożona już dziś wygrała, i żaden Putin tego nie cofnie. Choć na ostateczne zwycięstwo wypadnie zapewne trochę poczekać.

Marcin Wolski

Marcin_Wolski_small