Tekst alternatywny

Niedziela

Niedziela

W językach mieszkańców tych części Europy, które wchodziły kiedyś w skład Imperium Rzymskiego, dni tygodnia mają zazwyczaj nazwy wywodzące się od starożytnych bogów. Stąd, przykładowo, francuskie „lundi” (czyli poniedziałek), od Luny, bogini księżyca, czy też angielskie „monday”, na tej samej zasadzie. Słowianie nie mieli swojego kalendarza, przynieśli go dopiero chrześcijańscy mnisi, a żeby zwalczać pogaństwo dni nam ponumerowali. Stąd poniedziałek, czyli dzień „po niedzieli”, wtorek, czyli dzień wtórny (drugi), etc. Niedziela – „nie działaj”, czyli nie pracuj, bo to dzień święty, który należy święcić. W niedzielę 10 listopada 1918 r. jednak pracowano, by odbudować Polskę, choć zdarzyła się tylko jedna rzecz, za to bardzo ważna.
Tego właśnie dnia do Warszawy przybył zwolniony z internowania w Magdeburgu Józef Piłsudski. Czas był już najwyższy. Piłsudski, jako socjalista, jako człowiek z wybitnym doświadczeniem wojskowym i otoczony chwałą niezłomnego, gdyż odmówił służenia cesarzowi Wilhelmowi II, był do zaaprobowania przez większą część społeczeństwa i organizacji politycznych. Jak pisał Bohdan Skaradziński – „[Piłsudski] był więcej wart niż dywizja gotowego wojska, albo nieźle wyrobiony politycznie rząd”. Powitano go z entuzjazmem i wielkimi nadziejami. Rada Regencyjna, która powołała jeszcze w grudniu 1917 r. pierwszy rząd Polski z wybitnym historykiem Janem Kucharzewskim na czele, 11 listopada oficjalnie przekazała Piłsudskiemu zwierzchnią władzę wojskową, oraz naczelne dowództwo nad Wojskiem Polskim (którego zresztą jeszcze nie było). Rada rozwiązała się trzy dni później. Komendant 22 listopada objął funkcję Tymczasowego Naczelnika Państwa, aż do czasu wyłonienia i zebrania się pierwszego Sejmu niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej. W gruncie rzeczy były to działania niekonstytucyjne, ale cóż – konstytucji jeszcze nie było. Roboczą, tzw. Małą Konstytucję uchwalono w lutym 1919 r.; potwierdzała ona czołową rolę Piłsudskiego jako Naczelnika Państwa (już nie tymczasowego), a na konstytucję z prawdziwego zdarzenia przyszło czekać do marca 1921. Jak z powyższego widać, 11 listopada 1918 r., który to dzień świętujemy co roku jako Święto Niepodległości, nie był jakiś szczególny, był emanacją pewnego ciągu wydarzeń, bo i wcześniej i później zdarzały się ważniejsze rzeczy. Ale utrwalił się w świadomości Polaków pewnie i dlatego, że tegoż właśnie dnia o godzinie nomen-omen 11 ustały działania wojenne na froncie zachodnim. Niemcy skapitulowały przed państwami Ententy. Wbrew często powtarzanej wersji, że wtedy właśnie skończyła się I wojna światowa, było inaczej. Skończyła się właściwie podpisaniem Traktatu Wersalskiego 28 czerwca 1919 r., a na upartego dopiero w roku 1920, podpisaniem traktatu pokojowego z Turcją. Dla Polski miała skończyć się w roku 1921.
Teraz Polaków czekało bardzo ciężkie zadanie. Trzeba było scalić ziemie trzech dawnych zaborów, pod którymi kraj znajdował się przez 123 lata, a to spory szmat czasu – lekko licząc cztery pokolenia nie znające wolnej Polski, a w zasadzie dłużej, bo od czasów Sejmu Niemego (1717 r.) niepodległa Rzeczypospolita istniała tylko na papierze. Trzy różne regiony kraju w których wykształciły się trzy różne rodzaje charakterów narodowych, co zresztą można czasem zaobserwować po dziś dzień. Stara anegdota głosi, że w zaborze rosyjskim idąc załatwić jakąś sprawę trzeba było zabrać ze sobą możliwie dużo pieniędzy, bo wiadomo było, że każdy urzędnik „bierze”. W Pruskim wiadomo było, że żaden nie bierze. A najgorzej było w austriackim, bo tam jedni brali, a inni nie i nigdy nie wiadomo, na jakiego się trafi. Trzy różne systemy prawne. Nawet sieć kolejowa nie była, mówiąc współczesnym językiem, kompatybilna, bo na ziemiach porosyjskich obowiązywał rozstaw torów szerszy od ogólnoeuropejskiego. Jak to wszystko posklejać razem? Na razie stały przed odrodzoną Polską dwa najważniejsze zadania: zbudowanie możliwie korzystnych granic i stworzenie silnej armii, która by ich broniła. Na szczęście nasi przodkowie mogli na chwilę złapać oddech. Albowiem był to czas, kiedy „mocarstwa spały”. W Niemczech wybuchła podsycana przez czerwonych rewolucja wśród robotników, głównie w Berlinie i Kilonii. W Rosji reżim bolszewicki bronił się rozpaczliwie przed białymi i Lenin poważnie brał pod uwagę, że straci władzę. A monarchia Habsburgów rozlazła się, jak niemiła substancja pozostawiona na chodniku przez pieska rozłazi się pod butem nieuważnego przechodnia.
Piłsudski pisał w 1920 r.: „Mamy Orła Białego, szumiącego nad głowami, mamy tysiące powodów, którymi serca nasze cieszyć możemy. Lecz uderzmy się w piersi! Czy mamy dość wewnętrznej siły? Czy mamy dość potęgi duszy? Czy mamy dość tej potęgi materialnej, aby wytrzymać jeszcze te próby, które nas czekają? Przed Polską leży i stoi wielkie pytanie; czy ma być państwem równorzędnym z wielkimi potęgami świata, czy ma być państwem małym, potrzebującym opieki możnych”.
Jerzy Kotlarczyk

Artykuł_PL (7)- Piłsudski Józef