Wrzutka
Niepodległość
Szczęśliwe pokolenia Polaków, dla których niepodległość jest oczywistością!
W ostatnich wiekach był to wyjątek. Dla generacji moich dziadków Niepodległa Polska była cudem po okresie niewoli, pięknym snem, który skończył się we wrześniu 1939 r. Pokolenie moich rodziców miało w życiorysie trochę sielskiego międzywojnia, okupację, powstanie, obozy koncentracyjne, wreszcie PRL – karykaturę suwerennego państwa, które wydawało się skazane na bytowanie w sowieckim łagrze po wieki wieków. Moje roczniki, odrobinę szczęśliwsze, wojny nie zaznały, stalinizm je ledwie musnął, ale żyliśmy wystarczająco długo w gomułkowsko-gierkowskiej beznadziei, licząc naiwnie na konwergencje dwóch systemów i gdzieś w dalekiej przyszłości status Finlandii, jeśli wcześniej nie zmiecie nas atomowa zawierucha.
Swoim dzieciom mogę tylko zazdrościć. Syn pamięta (słabo) transporter opancerzony na naszej zaśnieżonej uliczce, a córka urok wyrobów czekoladopodobnych i asystowanie matce w niekończących się kolejkach.
Świat bez granic – składający się z supermarketów, internetu i kart kredytowych – jest dla nich oczywistą oczywistością.
Gdzieś poza ich wyobraźnią znajdują się pancerne zagony na polach, płonące wieżowce czy hordy uchodźców przełamujące granice.
Pusto brzmią formułki: chcesz pokoju, gotuj się do wojny. Z trudem kształtują się postawy propaństwowe, w których ważniejsze od tego, kto rządzi, są racja stanu, siła kraju i jego zdolności mobilizacyjne.
Z przerażeniem patrzę na trwającą u nas wojnę hybrydową toczoną przez (wedle określenia Lenina) „użytecznych idiotów” z zapałem godnym lepszej sprawy. Spustoszenia i podziały dokonane przez wojnę polsko-polską są przerażające. O ile za pierwszych rządów PiS-u opozycja zachowywała pewną racjonalność (krytykując to, co uważała za niesłuszne, a wspierając posunięcia korzystne dla kraju – jak IPN, lustracja, rozwiązanie WSI), obecnie obowiązuje negacja totalna, nakazująca zwalczać nawet elementy własnego programu, jeśli tylko przedkłada je władza. Trudno tego zacietrzewienia nie porównywać z postawą posła Suchorzewskiego, który podczas Sejmu Czteroletniego groził zabiciem syna, byle tylko udaremnić uchwalenie Konstytucji 3 maja. Suchorzewski uważał się (podobnie jak większość targowiczan) za patriotę broniącego swobód, demokracji i wolności i nie dopuszczał myśli, że jest jedynie agentem wpływu. Podobnie jak dzisiejsi oponenci zachowujący się tak, jakby uważali, że lepszy byłby w Warszawie Putin niż Kaczyński.
Tymczasem walka o niepodległość się nie skończyła, tylko linia frontu jest może mniej oczywista. Choć czy to tak trudno zrozumieć, że walcząc o silną armię, wartościową szkołę, polskie banki, narodowe media rządzący myślą nie tylko o sobie, lecz także o tych, którzy rzucają im kłody pod nogi? I o ich dzieciach.
Marcin Wolski