Tekst alternatywny

07 powraca!

07 powraca!

Dwa tygodnie temu otrzymałem listonoszem pospiesznym i poleconym pisemko o treści (którą tu skrócę dla wygody Czytelników) następującej:

„Wzywa się Pana(ią) do osobistego stawiennictwa w dniu (…) w Komendzie Miejskiej Policji w Tarnowie (…) jako świadka w sprawie niedopełnienia ciążącego obowiązku właściwego gospodarowania środkami Gminy Miejskiej Kraków, nr sprawy (…)”, etc.

Dalej następowały objaśnienia, z których dowiedziałem się jaki to marny los spotkałby mnie, gdybym się nie stawił, będąc: 1. podejrzanym, 2. świadkiem, 3. biegłym specjalistą lub tłumaczem. Pisząc krótko, doprowadzono by mnie przymusowo, co ma swoje zalety, ponieważ koszty przejazdu ponosi wtedy państwo, czyli ponosicie je Państwo. Ponieważ miałem być świadkiem, to nie bardzo zrozumiałem, po co Policja Państwowa marnuje toner w drukarce i papier na objaśnianie mnie w kwestii oskarżonego oraz biegłego, ale widocznie Policja ma za duży budżet i drukuje sobie co popadnie na lewo i prawo.

Jakkolwiek jako nie w pełni, ale jednak filozof, uważam się za dość inteligentnego człowieka, bo i w Heiddegerze, fenomenologii, szkole marburskiej i nawet w marksizmie-leninizmie jestem dosyć obyty, niemniej jednak nie mogłem ni za cholerę dojść, co to znaczy, bym zeznawał „w sprawie niedopełnienia ciążącego obowiązku właściwego gospodarowania środkami Gminy Miejskiej Kraków”, bo ja co prawda w tejże Gminie mieszkam, ale z zagospodarowaniem jej nie mam nic wspólnego. (Chciałem mieć, kandydując do Rady Dzielnicy XIV – Czyżyny – ale wyprzedził mnie kandydat bezpartyjny z partii Platforma Obywatelska, niejaki Ziemiański, który w rubryce „zawód” wpisał „finansista”, podczas gdy jest w rzeczywistości poborcą podatkowym. No to macie, mieszkańcy Czyżyn, coście chcieli). Zadzwoniłem więc do znajomego, który wie wszystko i dowiedziałem się, że on też dostał takie wezwanie, a chodzi o podpisany przez nas i trzydzieści parę innych zacnych osób dokument o przypuszczeniu popełnienia niegospodarności przy organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Krakowie, które wymarzył sobie prezydent miasta Jacek Majchrowski. Ideę tą  następnie lud krakowski odrzucił miażdżącą ilością głosów w referendum, zorganizowanym przy okazji wyborów do Europarlamentu w maju tego roku. Ale przedtem sporo milionów wydano – i tak do końca nie wiadomo, komu i dlaczego te pieniądze przypadły.

Tak więc pojechaliśmy do Tarnowa. Z Krakowa to niedaleko, niecałe 100 km., chociaż pogoda fatalna, deszcz ze śniegiem i tego typu klimaty. Kolegę – jako że wszystko wie – przesłuchiwano chyba z półtorej godziny; zwłaszcza że przywiózł ze sobą zestaw dokumentów, wskazujących kto i na ile się nachapał na organizacji niedoszłych Igrzysk. W moim przypadku trwało to niecałe pół godziny. Przesłuchujący mnie policjant był bardzo sympatyczny; w cywilu, w koszulki w prążki, mamrotał coś niewyraźnie; ja całe zdania dyktowałem mu do protokołu, żeby szybciej ten cyrk zakończyć. Potem to wydrukował, a ja przeczytałem rzecz uważnie, bo musiałem się pod tym podpisać.

Powiem jedno. Pracowałem kiedyś w wydawnictwie. Gdybym taki tekst, z tak olbrzymią ilością literówek przesłał do druku, wyleciałbym stamtąd na zbity pysk. No, ale cóż, pan policjant musi robić to, co mu każą.

Dwie rzeczy tylko mnie dziwią. Dlaczego nęka się obywateli, którzy domagają się wyjaśnienia potencjalnych niejasności w finansowaniu niedoszłych Zimowych Igrzysk, podczas gdy pan prezydent Majchrowski zalega spokojnie w swoim krakowskim domu? Bo wezwanie otrzymała nawet starsza pani z krakowskiego Klubu „GP”, która nie jest w stanie bez specjalistycznej opieki medycznej przemierzyć na własną rękę trasy Kraków – Tarnów.

I jak to jest, że wchodząc do gabinetu sympatycznego pana policjanta poczułem się jak aktor na planie kultowego PRL-owskiego serialu „07 – Zgłoś się”? Bo kiedy umieściłem płaszcz na wieszaku, zobaczyłem obok tegoroczny kalendarz gołą babą. No, może niezupełnie gołą, ale tak ubraną, żeby to ubranie więcej odkrywało, niż zakrywało. Jestem normalnym mężczyzną, więc nie gorszą mnie takie widoki, ale doprawdy poczułem się przez chwilę, jakby ekspediowano mnie wehikułem czasu w lata osiemdziesiąte XX wieku.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small