Tekst alternatywny

Przygody dobrego prezydenta Bronka

Przygody dobrego prezydenta Bronka

No, niech tam – pomyślałem. Setna rocznica wymarszu Pierwszej Kadrowej codziennie się przecież nie zdarza, więc wstanę wcześniej i pojadę na Oleandry. Zdążyłem akurat na siódmą rano. Ranek ten był szary i nijaki, za to tłum spory; samej publiczności – nie licząc uczestników wymarszu ku Kielcom – zeszło się kilkaset osób. Niestety, podniosły nastrój uroczystości zakłóciło dwóch prezydentów: jeden całej Polski, a drugi lokalny. Lokalny po swojemu ględził, a ten drugi miał obstawę.

W efekcie nie mogłem zrobić porządnych zdjęć, a to wskutek działań obstawy prezydenta Bronisława Komorowskiego, która nigdzie mnie nie dopuszczała i zewsząd przeganiała. Nawet zza szeregu młodych żołnierzy kompanii też mnie przegonili. Wychodząc z założenia, że jako Polak i krakus zjawiając się na Błoniach jestem u siebie, i w związku z tym mogę parę fotek zrobić prywatnie, nie zawracałem sobie głowy uprzednim wyrabianiem dziennikarskiej akredytacji. Więc mnie przegoniono, skądinąd grzecznie; akurat na zachowanie sił porządkowych nie mogę się skarżyć.

Niby to normalna rzecz, że wizyta głowy państwa wymaga podjęcia środków ostrożności. Jednak te środki były tak starannie zastosowane, że z całą pewnością w Krakowie nie mógłby się powtórzyć pamiętny incydent ukraiński, kiedy to prezydentowi Komorowskiemu jakiś popaprany nacjonalista rozwalił na ramieniu jajko. Tutaj nie dopuszczano nikogo, kto nie miał stosownej plastikowej plakietki dyndającej na szyi. Wynika z tego, że Pan Prezydent bardziej obawia się swoich rodaków niż obcych, takich jak na przykład Ukraińcy. Logicznym jest więc wniosek, że gdy na Ziemi wyląduje latający talerz z planety Vumgzbr, krążącej wokół Alfy  Camelopardalis, Pan Prezydent owym jeszcze bardziej obcym istotom niż Ukraińcy wyjdzie naprzeciw pozbawiony obstawy zupełnie. Jak powszechnie wiadomo, vumgzbrianie zajadają ze smakiem ludzkie mózgi, przy czym im mózg większy i wydajniej pracujący, tym bardziej smakowity; zatem Pan Prezydent będzie się czuł absolutnie bezpieczny.

W dzień poprzedzający rocznicę Pierwszej Kadrowej Bronisław Komorowski zaszczycił swoją obecnością Wawel, gdzie grupa demonstrantów przywitała go okrzykami „Bez honoru!”, oraz „WSI-KGB!”. Zapewne jego współpracownicy przemyśleli sprawę i domyślając się, że nazajutrz będzie podobnie, trochę poguglowali. W rezultacie znaleźli nawiązujący do CK-przeszłości Galicji stosowny fragment z „Przygód dobrego wojaka Szwejka” i wyuczyli tego fragmentu Pana Prezydenta na pamięć. Gdy na Oleandrach rozległy się okrzyki znane już z poprzedniego dnia, Komorowski wyrecytował z dumą: „Proszę państwa, w nawiązaniu do krzyków, chciałem zapytać, czy jest lekarz wojskowy. Jeśli jest, to proponowałbym zastosować tą samą metodę, znaną z czasów armii austro-węgierskiej: lewatywę. Lewatywę, to dobrze robi na głowę!”.

Zasmuciło mnie, że nie mogę dopchać się do przednich rzędów. Krzyknął bym wtedy na całe gardło, na przykład: „Ty stary pierdoło!”. I nic by mi się nie stało, bo istnieje już precedens. Nie wszyscy znają, więc przypomnę, najlepiej słowami specjalisty, redaktora Leszka Mazana:

„W 1915 roku jeden z polskich oficerów rezerwy, powołany do armii austriackiej, nazwał w liście do przyjaciela w Krakowie, 85-letniego wówczas Cesarza Franciszka Józefa >>starym pierdołą<<. List, przechwycony przez cenzurę wojskową, znalazł się na stole sędziowskim jako dowód w wytoczonym oficerowi procesie o obrazę Majestatu i zdradę stanu. Sąd powołał biegłych  w osobach profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego: Kazimierza Nitscha, Jana Łosia i Jana Rozwadowskiego, ci zaś zgodnie orzekli, iż w języku polskim słowo >>pierdoła<< znaczy >>dobrotliwy staruszek<<, podkreślając emocjonalny stosunek autora listu do sędziwego Monarchy. Oficera uniewinniono”.

Bronisław Komorowski nie ma jeszcze osiemdziesięciu pięciu lat, więc wiele równie  zabawnych jak ta o lewatywie wypowiedzi przed nim. Niemniej jego doradcy zapewne nie przeczytali mu „Szwejka” w całości, zatem nie zna jak sądzę tego kawałka:

„- Najjaśniejszy pan musiał z tego wszystkiego do reszty zidiocieć – oświadczył Szwejk. – Nigdy nie był sprytny, ale ta wojna z pewnością go dobije.

– Już zidiociał – z całą pewnością zawyrokował żołnierz z koszar. – Głupi jak noga stołowa. Może nawet nie wie, że jest wojna (…) Nie wypuszczają go z wychodka, bo by zanieczyścił cały Schönbrunn”.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small