Organ do myślenia, na cztery litery
Tak, wiem. Każdy na tę zagadkę z tytułu odpowie: mózg. Niestety, żyjemy w świecie, w którym na całokształt rzeczywistości społeczno-politycznej wpływają ludzie, którzy myślą zupełnie innym organem, też na cztery litery, tylko że znajdującym się znacznie poniżej miejsca w którym mamy mózg.
Kilka dni temu zobaczyłem na rogu Królewskiej i Alei Kijowskiej taki jakby ruchomy bilbord, to znaczy przewijający się na zasadzie – to jedna reklama, to druga i tak na zmianę. Pierwsza była reklamą znanej marki odzieżowej i przedstawiała roznegliżowaną parę spleconą w miłosnym uścisku. Wyraz twarzy dziewczyny, przymknięte oczy i rozchylone usta wskazywał, że jest jej właśnie bardzo dobrze. Angielskojęzyczny podpis brzmi w wolnym tłumaczeniu: każdy dźwięk tworzy muzykę. Przyznaję, że dźwięki wydawane przez kobietę w „takich” chwilach są bardzo przyjemne dla męskiego ucha, ale z muzyką nie mają raczej wiele wspólnego. A co firma odzieżowa ma wspólnego z muzyką? Chyba, że jako sponsor koncertów? Nieważne, ważne, żeby się ciuchy kojarzyły nastolatkom z „tymi rzeczami”.
Żeby było zabawniej druga reklama na rolce głosi „AGH wita wszystkich studentów!” i jest bardzo siermiężna. Jak przystało na uczelnię górniczo-hutniczą eksponuje monumentalne figury stojące przed gmachem głównym AGH – górnika i hutnika, wykonane w bardzo socrealistycznym stylu, mimo że w 1935 r. Czy połączenie obu reklam to przypadek? Pewnie tak, chociaż półżartem można by stwierdzić, że to jakiś spisek profesorów, na zasadzie – zdawajcie do nas, studenci, czekają przyjemności w naszych akademikach!
Pewien mój wujek pracował w latach 80. (jako asystent dekoratora wnętrz, czy ktoś taki) przy kręceniu kilku odcinków legendarnego serialu o przygodach por. Borewicza „07 zgłoś się”. Opowiadał mi, że reżyser Szmagier nie mógł się obyć bez gołej baby na planie. Po prostu goła baba musiała się chociaż w jednej scenie pojawić, a jeśli nie, to chociaż plakat z gołą babą na ścianie w mieszkaniu, albo zbliżenie na egzemplarz „Playboya” na stoliku, lub szemrany prywaciarz oglądający pornosa na kasecie wideo. Były z tym zresztą problemy. Wielu facetów z ekipy miało oczywiście pochowane w swoich domach i „świerszczyki” i kasety i „rozbierane” kalendarze, ale za skarby świata nie chcieli tego pożyczyć. I słusznie, wiedzieli że po skończeniu zdjęć wsiąkłyby te cenne rzeczy na amen. Trzeba było ratować się wypadami na Bazar Różyckiego lub do „Peweksu”, tam i również po papierosy Marlboro, które palił Borewicz, tylko że on palił zwykłe siermiężne peerelowskie fajki, które wkładano do paczki po amerykańskich, bo oryginałami dawno już ekipa się poczęstowała.
W latach osiemdziesiątych to były skromne początki „seksualizacji” społeczeństwa. Komunizm za Stalina czy Gomułki był w końcu dosyć purytański, ale towarzysze z nowego, młodego pokolenia doszli do – skądinąd słusznego – wniosku, że jak się chłop późnym wieczorem naogląda w TV filmów z „Różowej serii”, albo kupi półpornograficzny magazyn „Pan” (pamiętacie tą szmatę?), to mu się odechce myśleć o polityce i zajmie się innymi czynnościami, władzy obojętnymi. Lepiej, żeby – jeśli już myśli – to myślał czterema literami, a nie mózgiem.
Dzisiaj idzie już wszystko pełną parą, przez tych parędziesiąt lat postępowy Postęp nie stał w miejscu, tylko postępował. Lesbijki, geje, transseksualiści, biseksualiści, jakieś dziwolągi zwane queer – coraz więcej mniejszości seksualnych, coraz więcej żądań, coraz więcej przywilejów powodujących eskalację żądań – i tak się to kręci. Ci, którzy pamiętają czasy sprzed jakichś dwudziestu lat, niech pomyślą: czy opisany na wstępie plakat utrzymany w rozerotyzowanej stylistyce mógłby zawisnąć wtedy w ruchliwym centrum dużego miasta?
Gdybyż chodziło tylko o normalne przecież kontakty dziewczyny z chłopakiem. W Danii działają już ugrupowania jawnie wzywające do legalizacji pedofilii. Na razie to nie przeszło, nawet tam. Na razie. W Polsce niejaki Hartman wzywa do dyskusji o kazirodztwie, bo przecież nie możemy być mniej postępowi. Już chyba ponad dziesięć lat temu prof. Ryszard Legutko ironizował, że skoro na polskiej uczelni profesor zwyczajny zarabia mniej więcej tyle, ile zarabia sprzątaczka na Harvardzie, to co zrobić, by u nas też było jak na Zachodzie? Wprowadzić nowy kierunek studiów – gender, i będzie jak na Harvardzie.
W „GPC” Piotr Lisiewicz napisał niedawno: „Nigdy nie sympatyzowałem z politykami prowadzącymi radykalne obyczajowe krucjaty, czy to z prawa, czy z lewa. Uważałem je za oszustwo. Politycy decydują o potężnych interesach, a obyczajowe fajerwerki służą im do manipulowania emocjami (…). Tymczasem na lewicy wariactwa – np. ideologia gejowska – propagowane są śmiertelnie serio, za olbrzymie pieniądze i z poparciem wielkich mediów. I to ona, a nie prawica, realnie chce ingerować w sposób życia zwykłych ludzi…”. Słusznie, ale skąd się biorą te pieniądze i poparcie wielkich mediów?
Myślę, że takie dziwolągi jak Hartman to tylko wierzchołek góry lodowej, odwalający czarną robotę; tym łatwiejszy w użyciu, że wierzy w to co mówi. Gdzieś tam w cieniu czają się zimni pragmatycy polityczni, którzy doskonale wiedzą że wszelkie wymysły genderowców to bzdury, że jest tylko jedna orientacja seksualna a inne są wymyślone, bo to po prostu zboczenia. Mają normalne domy, żony i dzieci. I posyłają te dzieci do szkół i na uniwersytety, przykazując żeby nie wierzyły w całą tą seksualną papkę której są autorami, bo chodzi tylko o to, aby społeczeństwo ogłupić. Żeby zamiast interesować się polityką wewnętrzną, zagraniczną, gospodarką, zagadnieniami obronności kraju – przeciętny obywatel pożądał pięćdziesięciu orgazmów dziennie w najrozmaitszych konfiguracjach. Żeby niecierpliwie czekał na możliwość legalnego zgwałcenia ślicznej, ośmioletniej córeczki sąsiada, któremu w zamian odstąpi swojego pięcioletniego synka. Żeby mógł uprawiać seks z dwoma kolegami z biura na oczach przechodniów w parku, bo to go podnieca i żeby policjant nie miał prawa go za to zatrzymać. Żeby wszechekspresja seksualna była naczelnym imperatywem obywateli, którzy – wychowani do myślenia czterema literami, a nie mózgiem – nie będą stawiać się władzy, bo pochłonie ich gonitwa za przyjemnościami. A władza będzie żyć sobie po cichu, dysponować władzą coraz większą, której nikt jej nie odbierze i zarabiać coraz więcej kasy.
Tomasz Kowalczyk