Klucz do Smoleńska
Można na różne sposoby interpretować powody, dla których Sikorski opowiedział o „niemoralnej propozycji Putina” w sprawie rozbioru Ukrainy.
Być może tak poniosła go hucpa i pragnienie wysunięcia się na front „najodważniejszych rusofobów”. Jednak jego świadoma niedyskrecja zadziałała jak bumerang, godząc w niego jako ministra spraw zagranicznych, a jeszcze bardziej w premiera, który w tej sprawie czujnie nabrał wody w usta.
Sam Radek zrozumiał to poniewczasie, zaczął kręcić, mataczyć, wycofywać się i zasłaniać niepamięcią jak podrzędny aferzysta na ławie oskarżonych, na której póki co posadził się sam.
Pragnąc podkreślić imperialistyczne ciągoty Putina, skądinąd doskonale znane, zapomniał o jego rozmówcach. Był rok 2008. Wkrótce potem nastąpiła agresja na Gruzję, rok później pamiętne spotkanie na Westerplatte i rozmowy na molo, wreszcie dwa lata później Smoleńsk, przyjaźń polsko-rosyjska kwitła w najlepsze, a poziom wzajemnego zaufania osiągnął szczyty, o jakich Gomułka i Chruszczow czy Gierek i Breżniew mogliby tylko pomarzyć.
Można zatem założyć, że podejmując decyzję o pogłębianiu i rozwijaniu bratnich kontaktów, musiano brać pod uwagę wydźwięk oferty ukraińskiej.
Ewentualność, że Władimir Władimirowcz jest znakomitym kawalarzem, a jego propozycja żartem, z którego należy ryczeć ze śmiechu, straciła sens po inwazji na Gruzję. Humor okazał się humorem czarnym. Ale przyjaźń trwała.
Tajemnicą pozostaje, czy wymuszał ją strach (związany z globalnym resetem), czy nadzieja na jakiś deal ze wschodnim hegemonem, choćby kosztem Ukrainy.
Jedno dowodziłoby tchórzostwa, drugie ociera się o zdradę…
Niezależnie od prawdziwości którejś z wersji, tamta rozmowa na Kremlu pomaga choć częściowo zrozumieć zachowanie polskich przywódców po Smoleńsku. Zapewne w rękach Moskwy jest taśma z nagraniem tamtej rozmowy. Sikorski opowiedział o propozycji, ale nie wiemy, jaką odpowiedź dał wówczas Donald Tusk. Załóżmy, że nie była najmądrzejsza.
Ma się czym martwić cesarz, prezydent, przewodniczący (niepotrzebne skreślić) Zjednoczonej Europy.
Bo kariera strażnika laski marszałkowskiej wygląda na złamaną. I co z tego? Zawsze można zrobić nową laskę.
Marcin Wolski