Tekst alternatywny

W jakim kraju żyjemy?

W jakim kraju żyjemy?

Prawdopodobnie okazałem się człowiekiem małej wiary. Wychodząc na wieczór wyborczy, liczyłem się z możliwością porażki lub remisu, któremu daleko będzie do sukcesu. Wysłałem nawet do „Gazety Polskiej Codziennie” trzy różne teksty współgrające z nastrojem chwili.

Po usłyszeniu sondażowych prognoz na moment wpadłem w euforię. A jednak udało się! Chyba? Cząstkowe wyniki wprowadzają niesamowity bałagan, nadzwyczajnie zawyżając wyniki PSL-owi (być może w pierwszej kolejności policzono obwody wiejskie), ale ukazującym również przegraną PO.

Jeśli nawet trudno uznać sukces PiS za pełny, porażka partii rządzącej jest ewidentna. Wygląda na to, że wreszcie doszło do odwrócenia dotychczasowych trendów, wbrew zmasowanej kampanii mainstreamowych mediów i wyolbrzymianiu w nich znaczenia „wycieczki do Madrytu” Adama Hofmana i kompanów. Aż dziw, że nikt nie zauważył, iż różnica między zarzutami, jakie można podnosić przeciwko rozmaitym prominentnym platformersom a występkiem „amatorów tanich linii” jest gigantyczna. To tak jakby porównywać kogoś, kto ukradł całą linię autobusową, z kimś, kto przejechał się autobusem na gapę… Wszystko wskazywało na to, że znów zrobi się ludziom wodę z mózgu – wszak kto ma media, ten ma władzę. Ale nie chwyciło. Podobnie jak „efekt nowości”, który miało wywołać powołanie Ewy Kopacz na premiera. Pani doktor okazała się towarem drugiej świeżości, a ostra reakcja Jarosława Kaczyńskiego na występek wesołej trójki zniwelowała złe wrażenie, a na dodatek przypomniała, że są partie, w których obowiązują pewne standardy i nie jest to partia kolegów Sławomira Nowaka.

Ostrożne zadowolenie nie zmienia faktu, że choć obozowi władzy w większości miast nie udało się powtórzyć sukcesu, jego ludzie z dużą przewagą przewodzą stawce i trudno liczyć, że w dogrywce w wielu miejscach uda się to zmienić. Na podstawie sondaży widać też dwa inne pozytywne zdarzenia – kompletną anihilację palikociarni i drogę do zatracenia, jaką podąża SLD. Nie lekceważyłbym wyniku korwinistów – na tle śladowego poparcia dla reszty planktonu 4 proc. w skali kraju dla partii w fazie organizacji, wielkomiejskiej z silnymi wpływami wśród młodzieży może oznaczać silne przyczółki na przyszłość.

Jedno, co dramatycznie rzuca się w oczy, to kompromitacja Państwowej Komisji Wyborczej. Wygląda na to, że łatwiej liczyło się głosy na liczydłach niż na komputerach. Niekompetencja czy coś gorszego? Opóźnienie (mowa jest nawet o trzech dniach) rodzi zawsze podejrzenia o jakieś matactwa czy „poprawianie” wyników. Domaganie się wielkim głosem zmiany tego zmurszałego ciała jest potrzebą chwili.

W każdym razie na nurtujące dziś większość rodaków pytanie: „W jakim kraju żyjemy?” mogę w poniedziałkowy poranek powtórzyć jedynie – bezradny jak PKW – „Jeszcze nie wiem!”.

Marcin Wolski

Marcin_Wolski_small