Porażka na własne życzenie
Podobno był taki zwyczaj u Hindusów, że po śmierci męża jak najbardziej żywa jeszcze wdowa palona była wraz z nieboszczykiem na stosie pogrzebowym i przestawała być żywa. Całkiem niegłupi pomysł, biorąc pod uwagę działalność co poniektórych żywych wdów funkcjonujących w przestrzeni publicznej li tylko z tego powodu, że były kiedyś żonami swoich nieżywych już mężów. Odnosi się to głównie do żon poetów, literatów i innych artystów. Pani Herbertowa przyłączała się do publicystów „GW” twierdzących, że jej mąż na starość zwariował, pani Gombrowiczowa (całe pół roku małżeństwa z pisarzem) doprowadziła do wydania książki, której jej mąż nie zamierzał publikować, traktując ją jako zbiór osobistych zapisków. A kiedy chciałem skopiować sobie z internetu fragment jednego z wierszy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, wpadłem na taką informację:
„Treść wiersza została usunięta w związku z otrzymanym powiadomieniem o następującej treści…
Szanowni Państwo,
Niniejszym zwracamy się o usunięcie z Państwa portalu/strony internetowej wszystkich utworów autorstwa K.I. Gałczyńskiego. Autorskie prawa majątkowe (…)” etc. Rodzinka upomniała się o swoje.
Na szczęście są jeszcze zwyczajne, papierowe książki, więc mogłem przepisać:
„Raz do gazety >>Słowo Niebieskie<<
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
przyszedł maluśki staruszek z pieskiem.
(skumbrie w tomacie pstrąg) (…)
Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie!
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Chcieliście Polski, no to ją macie!
(skumbrie w tomacie pstrąg)”
No tak, chcieliście, to macie. Według sondażu Ipsos dogrywka wyborów prezydenckich w Krakowie wyglądała następująco: Jacek Majchrowski – 56 % głosów. Kandydat PiS Marek Lasota otrzymał poparcie na poziomie 44 %.
I niech mi nikt nie opowiada, że to jest wielki sukces. Że kandydat PiS i wspierających je drobnych ugrupowań przekroczył czterdziestoprocentowy pułap. Przegrana to jest przegrana i nie ma się co oszukiwać że jest czym innym niż przegraną.
Dlaczego? Powiem jasno, co myślę. Nie uważam, że był to sabotaż. Że komuś w PiS zależało, by Marek Lasota nie wygrał. Natomiast komuś nie zależało wystarczająco, żeby wygrał i to jest prawdziwy problem. Ulotki, plakaty? Zrobiłem eksperyment: jadąc tramwajem przez miasto na kilka dni przed wyborami starałem się zliczyć bilbordy z obu kandydatami. Lasoty naliczyłem trzy czy cztery, w przypadku Majchrowskiego się pogubiłem – za dużo tego było, by policzyć.
U celu – popularny plac targowy na Starym Kleparzu. Majchrowski wystawia swój smutny brodaty pyszczek z każdego kąta. Lasoty nie widać.
Poniedziałek – sześć dni do wyborów. W skrzynce na listy znajduję ulotkę – taki „list” do Krakowian od Majchrowskiego. Dr Lasota listu do nas nie wysłał.
Środa – dzięki koledze wszedłem w posiadanie egzemplarza gazetki wyborczej kandydata Marka Lasoty. Jednego egzemplarza. Słownie jednego. Nie widziałem, by rozdawano te gazetki pod Dworcem Głównym czy na Rondzie Mogilskim. Może rozdawano, nie wiem. Ale nie mam zdolności bilokacji i nie mogę być w tej samej chwili w całym mieście. A rozdawać te materiały trzeba było przez cały dzień i w całym mieście.
O tym, że Majchrowski ubiegać się będzie o kolejną, czwartą już kadencję wiedzieliśmy dobrze ponad rok przed wyborami. Natomiast jeszcze pod koniec sierpnia 2014 r. swoją relację ze spotkania w Klubie krakowskim „GP” ze znanym dziennikarzem Witoldem Gadowskim zamykałem słowami: „To jest ostatni moment – przestrzegał Gadowski. Po licznych głosach z sali, proponujących coraz to innych kandydatów i opisujących patologie „majchrowskiego” Krakowa stwierdził: – Problemem jest to, że na moim miejscu powinien teraz siedzieć kandydat PiS na prezydenta naszego miasta, któremu gotów byłbym pomagać i to on powinien wysłuchiwać państwa uwag. Niestety, takiego kandydata na razie nie ma”. Kandydat pojawił się dopiero jakiś tydzień później. Kandydat na prezydenta drugiego co do wielkości miasta w Polsce nie może wyskakiwać jak diabełek z pudełka na trzy miesiące przed wyborami. Inaczej mamy do czynienia z partactwem.
Mawia się, że w Stanach Zjednoczonych kampania wyborcza zaczyna się na drugi dzień po zakończeniu wyborów i zliczeniu głosów. Pytałem o to kiedyś moich znajomych z USA. Stwierdzili, że to przesada. Nie na drugi dzień, zawyrokowali; po drodze jest jakiś tydzień na złapanie oddechu, a potem rzeczywiście się zaczyna.
Czekamy więc na rozpoczęcie kolejnej kampanii Marka Lasoty, inaczej pozostanie tylko nielegalna („Autorskie prawa majątkowe…”) recytacja.
„Chcieliście Polski, no to ją macie!
(skumbrie w tomacie pstrąg)”
Tomasz Kowalczyk