Drugi Meksyk
Czy możliwa jest w Polsce druga Białoruś? Zapewne byłoby to trudne, obecność w Unii mimo wszystko do czegoś zobowiązuje, ale drugi Meksyk? Właściwie czemu nie?
Można przecież sobie wyobrazić zachowanie gospodarki rynkowej, sojuszów militarnych i wszelkich fasad demokracji, z powtarzającymi się co jakiś czas wyborami różnych szczebli, przy jednoczesnym monopolu na władzę jednej oligarchicznej grupy, opartej na „zaprzyjaźnionych mediach” i skorumpowanych elitach.
Sytuację umożliwia postkolonialny system, w którym władzę po byłych kolonizatorach przejęli ich wierni pomagierzy – „Kreole”. Transformacja przy zachowaniu pozycji przez dawne elity spowodowała już na starcie wynaturzenie polskiego kapitalizmu. W normalnym państwie Zachodu kapitał obstawiałby rozmaite siły polityczne, podobnie media nie mogłyby dyskryminować ponad jednej trzeciej swoich odbiorców. Inaczej w kraju, w którym wielki kapitał pochodzi w przeważającej mierze z nieprawego łoża, a jego pomnażanie opiera się głównie na dobrych kontaktach ze skorumpowaną władzą. W Meksyku stan taki pod rządami Partii Instytucjonalnej utrzymywał się przez wiele dziesiątków lat, a odsetki za ten stan rzeczy przyjdzie jeszcze długo spłacać Meksykanom. W doskonałej pracy „Dlaczego narody przegrywają” dwaj amerykańscy autorzy dają przykład granicznego miasteczka Nogales, przedzielonego jedynie płotem – po jednej stronie dobrobyt, bezpieczeństwo, porządek. Po drugiej niedostatek, przestępczość, brak perspektyw. A ludzie tacy sami, Metysi, katolicy, na podobnej diecie – tyle że w USA włączeni do wspólnoty ludzi wolnych, w Meksyku wyzyskiwani przez postkolonialny, zdegenerowany układ.
Boję się, że znaleźliśmy się właśnie w gorszej części Nogales. Koalicja zdecydowała się, że władzy raz zdobytej nie odda nigdy. Co najwyżej będzie coraz więcej „głosów nieważnych”. Europa nam nie pomoże, straszona widmem dojścia do władzy polskiego Jorga Haidera czy w najlepszym razie Orbana, przymknie oczy na „nieprawidłowości” . A „kryterium uliczne”, które w PRL-u nieraz wymuszało zmianę elity? Cóż, aby okazało się owocne, trzeba dużo żądnej zmian młodzieży z kolejnego wyżu demograficznego. A my mamy niż, a w dodatku ci najaktywniejsi, potencjalni liderzy buntu są już za granicą…
I co teraz robić? Uczyć się meksykańskiego czy liczyć, że Matka Boska, bł. ks. Jerzy Popiełuszko i św. Jan Paweł II załatwią nam jakiś nowy Cud nad Wisłą?
Marcin Wolski