Padnij, sąd idzie!
Z głębokim obywatelskim zrozumieniem przyjąłem pomysł postawienia Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu. Jak podała nieoceniona TVN 24 – „byłemu ministrowi sprawiedliwości zarzuca się naruszenie konstytucji, ustawy o Radzie Ministrów oraz ustawy o działach administracji rządowej”. Nie wiem, czym są te działa i jakiego kalibru, ale tak to jakiś stażysta w TVN napisał. Takie same zarzuty stawiane są Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Osobiście najbardziej w kontekście tego wydarzenia szkoda mi Azraela. Ktoś go pamięta? Posługujący się nickiem „Azrael” niejaki Jacek Gotlib swego czasu pełnił rolę lewackiego intelektualisty m.in. na portalu salon.24 i u schyłku polskich nazistowskich rządów kaczystowskich publikował regularnie na swoim blogu coś w rodzaju rozświetlonej mistycznym blaskiem kapliczki z wizerunkiem Barbary Blidy i dopiskiem, o ile mnie pamięć nie myli „Ziobro i Kaczyński odpowiedzą za śmierć Blidy”. Dlaczego ci dwaj politycy mieli by odpowiadać za śmierć aferzystki, która podczas najścia ABW weszła do toalety i tam zastrzeliła się z rewolweru, tego Azrael nie wyjaśnił (przypominam, że prowadząca śledztwo łódzka prokuratura wykluczyła możliwość zacierania śladów i dowodów związanych ze sprawą, jak i niedopełnienie obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy). W każdym razie Azrael Ziobry przed Trybunałem nie obejrzy i nowej kapliczki nie postawi i nie rozświetli, bo w kwietniu bieżącego roku opuścił nasz wymiar, tak jak wielu przed nim przekonując się że Bóg istnieje.
Warto zauważyć, że nawet publicyści gadający w radio TOK FM kręcili nosami w ostatnich dniach na ten Trybunał Stanu, twierdząc, że całą sprawę należało załatwić osiem czy siedem lat temu, ponieważ teraz powstać może przykre wrażenie, że sąd nad politykami opozycji wpisuje się w dobiegającą końca kampanię przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. Fakt faktem, takie wrażenie powstało. Wiem to z pierwszej ręki, ponieważ menele spod mojego osiedlowego sklepu dysponują radiem tranzystorowym na baterie i miałem okazję przysłuchać się ich dyskusji po serwisie informacyjnym. Elity narodu w rodzaju pani Kopacz, Komorowskiego czy niejakiego Grabarczyka, co to posiada broń palną bez ważnego zezwolenia (Blida chyba zezwolenie miała), stołując się w modnych ekskluzywnych restauracjach za nasze pieniądze i nie zachodząc do podrzędnych delikatesów, nie wiedzą, co mówią menele i w tym moja nad nimi przewaga, bo już starożytni wiedzieli że vox populi…
W ogóle, te nasze sądy zachowują się ostatnio tak, jakby same sobie chciały grób wykopać. Casus Mariusza Kamińskiego: uznany za winnego przekroczenia uprawnień szefa CBA skazany został na trzy lata pozbawienia wolności i dziesięć lat zajmowania stanowisk publicznych. Prokuratura wnosiła o rok więzienia w zawiasach na trzy lata. Wiewiórki mówią, że wydający (nieprawomocny) wyrok sędzia Wojciech Łączewski dostał zamówienie właśnie na ten niższy wyrok, ale postanowił być bardziej papieski od papieża i zademonstrował swoją bezkompromisowość. Czym przyprawił parę osób o ból głowy, bo przedobrzył (tak mówią wiewiórki, ja osobiście nie wiem czy to prawda. „Wiecie, co chcę powiedzieć”, jak powiedział generał de Gaulle do warszawiaków podczas wizyty w Polsce w 1967 r.). Na osłodę „Dziennik Gazeta Prawna” przywalił Łączewskiemu nagrodę „Złoty Paragraf” za „bezkompromisowość, odwagę oraz brak koniunkturalizmu”. Strach pomyśleć, za co można by przyznać nagrodę Łączewskiemu gdyby nie był bezkompromisowy, popuszczał w gatki ze strachu i słynął z koniunkturalizmu. Może za rzucenie Kaczyńskiego Nocnym Wilkom na pożarcie?
Przychodzi mi na myśl jeden taki sędzia nazwiskiem Roland Freisler, przewodniczący berlińskiego Sądu Ludowego (Volkskericht). Ten sędzia był Niemcem, ale o dziwo – nazistą (jednak, mimo wszystko, bądźmy sprawiedliwi: nie wszyscy naziści byli Polakami). Wyszkolony w sowietach w złotej epoce współpracy Stalina z Hitlerem nauczył się bezkompromisowości i odwagi. Freisler zginął śmiercią bohatera, mianowicie w lutym 1945 r. spadł mu na głowę sufit. Było to efektem eksplozji bomby zrzuconej z samolotu przez alianckich militarystów. Sądzony przez Freislera człowiek, oskarżony o zdradę stanu, zdołał wydostać się spod gruzów i szczęśliwie uciekł; sędzia walnął w kalendarz na miejscu.
Kiedy Trybunał Stanu się zbierze, powinien wziąć pod uwagę, że co prawda ostatnio silne trzęsienie ziemi zdarzyło się w Nepalu, czyli dość daleko, niemniej jednak nie ma na naszej planecie miejsc całkowicie asejsmicznych i sufity czasem się zawalają. Wezwanie – proszę wstać, Sąd idzie! – należało by dla bezpieczeństwa zamienić na komendę – padnij! I w ramach bezkompromisowości, odwagi oraz braku koniunkturalizmu wpełznąć pod ławki. Są bowiem na świecie sprawiedliwe i potężniejsze siły niż TVN z „Dziennikiem Gazetą Prawną” pospołu.
Tomasz Kowalczyk