Tekst alternatywny

Księżycowy krok

Księżycowy krok

Była to jedna z pierwszych płyt CD które kupiłem. W roku 1991, a w ówczesnej Polsce kompakt to nie było byle co. Większość przeciętnych odbiorców muzyki ciągle jeszcze słuchała jej z płyt winylowych oraz z kaset – to w tej epoce pojawiły się na ulicach łóżka polowe, z porozkładanymi na nich setkami kaset z klasyką rocka i nowościami. Dla takich jak ja smarkaczy nie narzekających na nadmiar gotówki, płyta kompaktowa długo była tylko nieosiągalną ciekawostką, którą parę lat wcześniej, jeszcze w dzieciństwie, oglądało się w popularnonaukowym programie telewizyjnym „Sonda”.

Ale, gdy wypadły akurat moje imieniny czy urodziny (bo już nie pamiętam), pan Jurek, przyjaciel moich rodziców (którego niedawno żegnałem niestety na krzeszowickim cmentarzu) dał mi w prezencie płytę CD. Mam ją do dzisiaj; jest to kompilacja wczesnych nagrań Rolling Stonesów. On miał taki gust, ja inny, bo słuchałem w tym czasie głównie Yes, King Crimson, ELP i nowoczesnego jazzu, ale skoro już miałem prawdziwą płytę kompaktową to chciałem wreszcie na własne uszy dowiedzieć się jak to właściwie jest z tą superjakością cyfrowego dźwięku. Kiedy pan Jurek usłyszał, że nie posiadam odtwarzacza CD wpadł w swego rodzaju furię i w krótkich żołnierskich słowach poinformował mojego tatę, że – to mogę zacytować bo to nie było akurat żołnierskie – „przecież młody sobie tej płyty na zębach nie odtworzy”.

Więc tata pojęczał, ale w końcu dał mi trochę pieniędzy, za które kupiłem miniwieżę, która wiernie służyła mi dobrych siedem czy osiem lat.

Pierwszą płytą jaką nabyłem w nieistniejącym już dzisiaj sklepie w Pasażu Bielaka za oszałamiającą sumę 170 tys. złotych (bo to było jeszcze przed denominacją złotówki) był świeżutki wówczas album zespołu Yes „Union”. Okrutnie zarżnięty przez krytyków i chyba dlatego do dzisiaj tak go lubię. A jedną z następnych i przy tym pierwszą polską – „Czerwona” formacji Aya RL. Jest to płyta bez tytułu; „Czerwoną” nazywa się ją umownie, od koloru okładki.

Płyta w oryginale wyszła w roku 1985, a jej kompaktowa reedycja ukazała się właśnie wtedy, w 1991. W katalogu Pomaton – EMI ma ładny numer, CD007, co w naturalny sposób przywodzi na myśl filmy o przygodach Jamesa Bonda. Wybrałem ją jednak bez tych skojarzeń, bo zauważyłem, że otwiera ją piosenka „Księżycowy krok”, a ja to nagranie znałem z Radia Kraków, które kiedyś emitowało go bez opamiętania. Do dziś przysłowiowe ciary mnie przechodzą gdy tego słucham.

A potem jest jeszcze klaustrofobiczna „Ściana”, nostalgiczna „Nie zostawię”, jeden utwór który przeznaczyłem na sam koniec tekstu, przebojowe dwie części „Poga” i „Polska”, kompozycja instrumentalna za którą Aya RL dostała chyba nawet jakąś nagrodę od Japończyków. Wymieniam tylko moje ulubione, ale cała ta płyta jest jak kryształ. Kiedyś w plebiscycie magazynu „Tylko Rock” na najlepsze polskie albumy lat ’80 „Czerwona” trafiła bodaj na dwudzieste miejsce; moim skromnym zdaniem powinna być gdzieś w pierwszej piątce. Zauroczyła mnie paradoksami, bo w gruncie rzeczy jest to punk-rock, a ja punka nie trawię. Ale to jest punk grany na instrumentach elektronicznych, których punk nie trawił, więc mamy tu do czynienia z albumem gombrowiczowskim brzmieniowo, a ja zawsze kochałem paradoksy.

Ten klasyczny skład Ayi RL to było trzech panów: Igor Czerniawski, Rosjanin który wybrał polskość (instrumenty klawiszowe), Jarosław Lach (gitara) i Paweł Kukiz (śpiew).

Potem była jeszcze, bodaj w 1989 r. płyta „Niebieska”, chybiona niestety. Nie wiem, ile jest prawdy w opowieściach że skład zebrał się tylko z tego powodu że jakimś zbiegiem okoliczności pojawiła się możliwość skorzystania z supernowoczesnego jak na tamte czasy studia nagraniowego. Potem Paweł Kukiz odszedł, by realizować się w formacji Piersi i rozmaitych innych swoich projektach. Czerniawski i Lach trzymali się nadal razem, oferując już jednak elektroniczną muzykę instrumentalną, gdzie prym wiedzie płyta „Nomadeus” z 1994 r. z niezapomnianym kawałkiem „Wha-mo-ya”. Rozstali się pod koniec lat’90, po albumie „Change In Form”, gdzie do promocyjnego singla zrealizowano bodaj najdroższy w dotychczasowej historii polskiej fonografii wideoklip ze scenami rozgrywającymi się jakby na stacji kosmicznej, w stanie nieważkości.

Kukiz to, Kukiz tamto – ciągle słyszę. Czy dziennikarze mainstreamowi nie mogą sobie wbić do głów że to nie jest Kukiz, tylko pan Paweł Kukiz? Tak jak do nie dawna nie przechodziło im przez gardło, by wydusić – jak słusznie wskazał red. Wojciech Cejrowski – pan doktor Andrzej Duda.

Panie Pawle, odkąd zaangażował się Pan w politykę na wielką skalę, wokół Pana zaczynają się już kręcić dziwne postaci w rodzaju niejakiego p. Stonogi. Mam osobistą prośbę. Niech Pan nie robi księżycowych kroków. Niech Pan nawiąże kontakt z kolegami sprzed lat i Aya RL znowu coś nagra – z Panem przy mikrofonie. Coś takiego, jak ten kawałek który zachowałem na koniec. Nazywa się „Ulica”. To jest prawdziwa sztuka, bo on jest równie aktualny dzisiaj, jak był wtedy, trzydzieści lat temu, kiedy kompakty oglądałem tylko w programie „Sonda”.

wideo: aya rl official

Tomasz Kowalczyk