Tekst alternatywny

To Rosjanie pokonali Marsjan!

To Rosjanie pokonali Marsjan!

Przypuszczam, że każdy wykształcony człowiek zna powieść Herberta Georga Wellsa „Wojna światów”. Albo przynajmniej o niej słyszał. Dzieło to, wydane w 1898 r. (u nas ukazało się ledwie rok później nakładem „redakcyi >>Gazety Polskiej<<”) jest pierwszym w historii literatury science fiction, opisującym inwazję na Ziemię istot z innej planety. W tym wypadku z Marsa, bo Mars był w tamtych czasach w modzie i wielu poważnych uczonych sądziło, że istnieje tam życie, być może nawet życie inteligentne.

Marsjanie przybywają na Ziemię w walcowatych pojemnikach spadających z nieba i z miejsca zaczynają totalną demolkę. Zadziwiające, jakie predykcyjne treści zawierała ta powieść: najeźdźcy używają „palącego promienia” (coś jakby przeczucie lasera), pancernych maszyn (czołgi, tyle że kroczące), zatruwają ludzi „czarnym pyłem” (broń chemiczna) i rozpleniają „czerwone zielsko” (broń biologiczna). Wszystkie te pomysły u schyłku XIX w. były fantazją; następne stulecie pokazało niestety, że można je rzeczywiście zrealizować. I to my, ludzie, je zrealizowaliśmy a nie Marsjanie, bo ich nie ma.

Stanisław Lem, zafascynowany twórczością Wellsa, napisał w swojej „Fantastyce i futurologii”, że właściwie angielski pisarz wyczerpał „Wojną światów” temat inwazji z kosmosu; od jego czasu – twierdził – nikt niczego w tej materii nie wymyślił; powielano tylko kalkę. Moim zdaniem nie jest to prawdą, bo w roku 1951 Amerykanin Robert Heinlein wydał powieść „Władcy marionetek” (skądinąd jej oryginalny tytuł „Masters of Puppets” posłużył zespołowi Metallica jako tytuł ich jednej z najlepszych płyt). U Wellesa inwazja jest oczywista i, by tak powiedzieć, jawna: jest atak, giną ludzie, całe miasta Marsjanie obracają w gruzy. U Heinleina mamy do czynienia z „cichą inwazją”. Pozornie nic się nie dzieje, tylko niektórzy ludzie zaczynają się jakoś dziwnie zachowywać, mówić dziwne rzeczy, zmieniać poglądy – a wszystko dlatego, że trafiają pod mentalną władzę upiornych pijawek z kosmosu.

Sądzę, że Lem pisząc w 1970 r. swoje dwutomowe dzieło po prostu nie znał tej powieści Heinleina. Amerykański autor był, jak większość pisarzy science fiction tamtej generacji twardym konserwatystą i nietrudno było zorientować się, że owe pijawy zmieniające ludzi w bezwolne narzędzia to po prostu komuniści. W PRL czegoś takiego oczywiście wydać nie można było i ja „Władców marionetek” przeczytałem dopiero w latach dziewięćdziesiątych.

Wracając do Wellsa: Marsjanie, których nie można było pokonać nawet najsilniejszymi ostrzałami artyleryjskimi giną wreszcie co do jednego, a to za sprawą bakterii. Po prostu na ich planecie bakterii nie ma i od pierwszego oddechu naszą atmosferą zaczynają wchłaniać w siebie śmierć, bo brak im całkowicie odporności. I tak to się jakoś tam kończy (nie mam tekstu pod ręką), że „zginęli unicestwieni przez najmniejsze żyjątka, które Bóg w swej mądrości umieścił na Ziemi”.

I teraz oczywiście nasuwa się poważne pytanie – jak by powiedział tow. Stalin – dlaczego ja tu tyle o tej fantastyce gadam. Owóż dlatego, że mamy w ostatnich tygodniach mnóstwo fantastyki w doniesieniach prasowych. Zwłaszcza rosyjskiej. Dotychczas sądziłem, że najlepszą fantastykę rosyjską tworzyli bracia Strugaccy, a tu proszę: nie. Najlepszą fantastykę w Rosji tworzy Rosyjskie Towarzystwo Wojskowo-Historyczne. Czytam na stronach „Naszego Dziennika” co pisze na ten temat dr Jerzy Bukowski:

„Kierowane przez ministra kultury Federacji Rosyjskiej Władimira Medinskiego Rosyjskie Towarzystwo Wojskowo-Historyczne, które zasłynęło z kuriozalnej propozycji postawienia na cmentarzu Rakowickim w Krakowie pomnika dla sowieckich jeńców z wojny 1920 roku rzekomo zamordowanych i zagłodzonych w >>polskich obozach śmierci<<, wzięło się za korektę wcześniejszej historii.

W zamieszczonej na stronie internetowej notatce pt. >>Grunwaldzka bitwa. 15 lipca 1410 r. – pamiętna data wojskowej historii Rosji<< można przeczytać, że >>tego dnia 1410 roku rosyjskie wojska i ich sojusznicy: Litwini, Polacy i Czesi odnieśli zwycięstwo nad niemieckimi rycerzami w grunwaldzkiej bitwie<<, ponieważ >>smoleńskie pułki wytrzymały nacisk rycerzy Zakonu Krzyżackiego, decydując o losach bitwy<<”.

Taaa… Spodziewam się w związku z tym niebawem informacji z Radia Erewań. Mogła by brzmieć tak:

„Towarzysze! Nie jest prawdą, że Marsjanie w powieści Herberta Georga Wellsa zginęli wskutek wchłaniania ziemskich bakterii! Ustalenia naszych służb dowodzą niezbicie, że Marsjanie zginęli po wchłonięciu Rosjan. Cały 3. pułk XII frontu Białoruskiego, prowadzony przez bohaterskiego dowódcę, towarzysza gienerała-lejtnanta Fiodora Wdupewlazłego, wykorzystując nieuwagę najeźdźców i korzystając z pomocy wkopanych w ziemię niesprawnych czołgów, zmienionych na nieruchome stanowiska obrony ogniowej, dotarł do pozycji marsjańskich i dobrowolnie dał się wchłonąć. Najeźdźcy, nie posiadając odporności na alkohol etylowy, metylowy, naftę, bezynę, formalinę i co tam jeszcze da się wypić, wyginęli doszczętnie. Dowódca oddziału pośmiertnie odznaczony został tytułem Bohatera Związku Radzieckiego. Tak oto uratowaliśmy ludzkość, by zrealizować w przyszłości Wielkie Marzenie nieśmiertelnego towarzysza Lenina!”.

Miłych wakacji Państwu życzę. I uważajcie podróżując pociągami, podobno jeździ nimi teraz jakaś kopara, a to sprzęt ciężki i niebezpieczny.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small