Bohaterowie ostatniej godziny
Z powodu relacji towarzyskich muszę czasami wchodzić w interakcje z przedstawicielami tzw. krakówka. Czyli ludzi, którzy uważają się za lepszych i inteligentniejszych od zwykłego krakowskiego plebsu, ponieważ czytują regularnie „Gazetę Wyborczą”, „Politykę” i „Tygodnik Powszechny”. W ostatnich latach dołączył do tego grona lisowy „Newsweek”.
I tak, niedługo po tym jak jaruzel walnął w kalendarz, byłem na wernisażu znajomego artysty. Stanąłem w kręgu ludzi krakówka, w którym dyskutowano o ostatnich wydarzeniach. Znany Dziennikarz mówił mniej więcej tak:
– Generał był niewątpliwie kontrowersyjną, ale ważną postacią historii najnowszej.
– To prawda – wtrąciłem. – Adam Michnik stwierdził kiedyś, że bez tej postaci nie można zrozumieć historii Polski.
– O, tak. Bardzo słuszna uwaga.
– Podobnie – kontynuowałem – jak, moim zdaniem, nie można jej zrozumieć bez hetmana Branickiego, czy Szczęsnego Potockiego.
– A co pan może wiedzieć – warknął niemalże Dziennikarz – o trudnych wyborach, przed którymi stawał Generał? Pan nie pamięta tych czasów, więc nie powinien się o nich wypowiadać.
– Na tej zasadzie nikt nie powinien wypowiadać się o Powstaniu Styczniowym. W końcu nie ma już ludzi którzy pamiętają te czasy. Natomiast lata osiemdziesiąte, zwłaszcza ich drugą połowę pamiętam dobrze.
– Ach tak? To może walczył pan na ulicach z ZOMO?
– Nie, bo miałem wtedy z jakieś jedenaście, dwanaście lat.
– Więc nie jest pan bohaterem ostatniej godziny, bo oni są zawsze najodważniejsi jak jest już po wszystkim?
– Nie, nie jestem. Za to wiem kto, jak przystało na bohatera wcześniejszej godziny, trwał do końca w PZPR.
Dziennikarz odwrócił się i odszedł, obrażony.
Tak jakoś wyglądała ta rozmowa. Przypomniała mi się gdy przeczytałem w ubiegłotygodniowej „Gazecie Polskiej” uwagi Piotra Lisiewicza o „wszystkich tych Karnowskich, Zarembach, Skwiecińskich oraz innych tuzach”, którzy zrobili się nagle niesłychanie odważni i prawicowi, ale dopiero wtedy, gdy wyczuli koniunkturę, wyczuli skąd wiatr wieje i postanowili zagospodarować przynajmniej częściowo środowisko stworzone mozolną pracą przez „GP” i jej Kluby. Oto prawdziwi bohaterowie ostatniej godziny. „Karnowscy dołączyli, gdy potencjał ludzki, na który pracowali inni, był wystarczający, by można było na nim zarobić. Wcześniej nikt nie słyszał o takich radykałach”. „Zagończyk” – jak go określa Lisiewicz – Marcin Wikło, były dziennikarz TVN24, „wypuszczony na wojenkę” przeciwko „GP” tłumaczy, że owszem, „GP” jako pierwsza opisała nieprawidłowości w prowadzeniu śledztwa w sprawie tragedii smoleńskiej, ale to tylko dlatego, że nie istniały jeszcze wówczas czasopisma „Uważam Rze”, „wSieci” i „Do Rzeczy”. „No, to prawdziwe mistrzostwo polemiki – pisze Lisiewicz. – Wiadomo, siedząc w dzienniku >>Rzeczpospolita<< albo w telewizorniach, prowadzić śledztwa się nie dało”.
Oczywiście, Piotrze, że się nie dało, bo można by za to z roboty wylecieć. Bohaterowie ostatniej godziny takiego ryzyka nie podejmą. Oni czekają na zmianę koniunktury, a kiedy ta koniunktura staje się bardziej sprzyjająca – o tak, wtedy wkraczają do akcji. Tyle że nie mogą usprawiedliwiać się, że nie walczyli o prawdę o Smoleńsku, bo mieli jedenaście lat. W 2010 r. byli to dorośli już mężczyźni.
Okrutny cesarz rzymski Karakalla po zamordowaniu swojego brata i dokonaniu krwawych czystek wśród jego zwolenników zażądał od wybitnego prawnika Papiniana, by ten wobec senatu i ludu przeprowadził wywód prawny usprawiedliwiający zbrodnię. Papinian hardo odmówił. Zginął ścięty. Dochował wierności zawodowi prawnika. Jak pisał Aleksander Krawczuk: „ Iluż ugięło się i ustąpiło usprawiedliwiając przeróżne niegodziwości, choć groziła im tylko utrata – posady!”. Co się tyczy nie tylko prawników, ale i dziennikarzy.
Tomasz Kowalczyk