Tekst alternatywny

Historia bezalternatywna

Historia bezalternatywna

Z perspektywy późnych wnuków łatwo jest oceniać i rozliczać dziadków. Jednak bawiąc się w „co by było gdyby?”, warto uświadomić sobie, że nawet ze współczesną wiedzą o naszej historii XX w. bylibyśmy bezradni.

Jest taki okrutny sen pokerzysty, w którym mamy pokera w ręku, a brak nam pieniędzy, aby sprawdzić przebijającego przeciwnika.

We wspomnianym XX w. klucz do większości problemów nie znajdował się w naszych rękach. W 1939 r. mieliśmy tylko rozwiązania złe i gorsze. Żaden pakt Robbentrop–Beck nie wchodził w grę, choćby dlatego, że nie dysponowaliśmy wtedy przywódcą na miarę Piłsudskiego.

Całą wielką grę położyli nasi sojusznicy. I to wielokrotnie. Przynajmniej od 1920 r. mogli inwestować w Polskę jako najważniejsze ogniwo kordonu wokół Rosji. Mogli przystać na proponowaną przez Piłsudskiego wojnę prewencyjną po dojściu Hitlera do władzy. Mogli utworzyć antyhitlerowską koalicję, zamiast kapitulować w Monachium, mogli wypełnić sojusznicze zobowiązania we wrześniu 1939 r. …

Podobnie w kwestii Powstania – my nie mieliśmy wyjścia. Inaczej mogli zareagować Rosjanie i być jesienią w Berlinie, Niemcy – zostawiając gorącego kartofla Sowietom, czy zachodni alianci – wspierając zryw, choćby tylko po to, żeby poprawić swoją pozycję wobec Sowietów. My mogliśmy co najwyżej próbować innego terminu – po pięciu latach okupacji, gdy z jednej strony istniał kapitał gniewu, a z drugiej młoda podziemna armia. Tylko jaki termin był lepszy? Moment, w którym Rosjanie sforsują Wisłę i wejdą do miasta? Podobny wariant przećwiczono w Wilnie. A może wtedy, gdy spróbują zainstalować w stolicy „rząd lubelski”? Czy Powstanie, tym razem skierowane przeciw Sowietom i wspierającym ich kolaborantom, miałoby mniej tragiczny przebieg? Skutki z pewnością gorsze. Rozlane na cały kraj, skończyłoby się rzezią i deportacją inteligencji – Polska, okrojona do rozmiarów Księstwa Warszawskiego, stałaby się sowiecką republiką. A demograficzna wyrwa sprawiłaby, że nie byłoby polskich Czerwców czy Sierpniów. Zapewne buntowaliby się Czesi, Węgrzy, ale ich ruchawki byłyby za słabe, aby zagrozić Imperium.

Nie byłoby papieża Polaka ani Solidarności. Nie byłoby legendy Powstania, do której mogłyby odwoływać się kolejne pokolenia…

A gdyby antyniemieckie Powstanie nie wybuchło w ogóle? Z poparciem mocarstw powstałby rząd rzeczywiście koalicyjny, z premierem Mikołajczykiem (choć szefem MSW nadal byłby Radkiewicz), ba, z Londynu przyjechałby prezydent i emigracyjni bonzowie. I co? Przykład Czech i prezydenta Benesza, który taki wariant zastosował, jest ze wszech miar pouczający. Może zabrałoby to parę lat, ale prędzej czy później (Armia Czerwona panowała w tej części Europy) skończyłoby się powstaniem albo rozpisaną na kilka fal Wielką Czystką…

Więc może jednak i Beck, i Okulicki, i Bór-Komorowski nie byli tacy głupi?

 Marcin Wolski

Marcin_Wolski_small