Przemija postać Historii
W ubiegłym tygodniu przekaz medialny zdominowany był przez dyskusje i spory na temat organizacji Marszu Niepodległości w Warszawie. Ostatecznie Marsz się odbył, mimo próby jego zdelegalizowania przez pozostającą na wylocie prezydent stolicy i straszenia nieobliczalnymi konsekwencjami, bo według niektórych komentatorów Warszawa miała by dzisiaj (piszę te słowa dzień po) wyglądać jak miasto w stanie Kansas w starym filmie „Nazajutrz”, opowiadającym o ataku atomowym. Nazajutrz okazało się, że w pochodzie uczestniczyło ok. 250 tys. ludzi i że nawet jeden kosz na śmieci nie został przewrócony, a synagogi nie musiały być chronione przez żołnierzy z bronią automatyczną i transportery opancerzone. Jest to skandal: żadnych ofiar, żadnych spalonych samochodów, porozbijanych sklepowych witryn – to nie to, co w Paryżu czy Berlinie. Zacofanej Polsce daleko jeszcze do standardów europejskich.
Mówiąc jednak poważnie, w tym całym zgiełku wokół Marszu minęła w sposób niemal niezauważony wielka strata, jaką poniosła polska kultura. 2 listopada odszedł od nas wybitny historyk, bodaj czy nie najlepszy współczesny nasz mediewista – profesor Jerzy Wyrozumski. Miał 88 lat.
Niestety, mimo że całą swoją działalność naukową związał z Krakowem, jakoś tak się ułożyło, że nigdy nie poznałem Go osobiście. Urodził się w 1930 r. w Trembowli na Kresach Rzeczypospolitej, w województwie Tarnopolskim (dziś znajdującym się w granicach Ukrainy). To jedna z najstarszych osad Ziemi Halickiej, wzmiankowana już pod koniec XI wieku. Każdy kamień pamięta tam czasy Piastów i Jagiellonów, młody Jurek wyrastał więc w atmosferze zamierzchłej historii. Stąd zapewne jego zainteresowanie wiekami średnimi. W 1955 r. obronił pracę doktorską na Uniwersytecie Jagiellońskim, później przyszła pora na profesurę. Jego dorobek naukowy był duży. Pamiętam z czasów licealnych, że historii polskiego średniowiecza uczyłem się z jego „Dziejów Polski piastowskiej (tom II „Wielkiej historii Polski”), dopełniając tę lekturę smakowitym anegdotami z „Polski Piastów” Pawła Jasienicy. Był też autorem jednego z tomów „Dziejów Krakowa”, z którego czerpałem niezwykle ciekawe informacje o tajemniczym plemieniu Wiślan i pochodzeniu kopców Kraka i Wandy. Nawiasem mówiąc, jeśli będziecie Państwo kiedyś w Wiślicy, lepiej nie protestować, gdy jej skądinąd bardzo gościnni mieszkańcy będą udowadniać, że to właśnie Wiślica, a nie Kraków, czy – mówiąc ściślej – gród wawelski, była stolicą państwa Wiślan. Można wtedy dostać w zęby. Omal nie spotkało to mojego kolegi, który przedstawioną mu kamienną chrzcielnicę z IX w. zidentyfikował jako pochodzącą z końca wieku XIII. To samo może się przydarzyć, kiedy przebywając w Kaliszu (w mieście, nie w towarzyszu) powiemy głośno, że wzmiankowana przez rzymskiego geografa Klaudiusza Ptolemeusza Calisia bynajmniej nie była Kaliszem, tylko jakąś faktorią handlową w dzisiejszej Słowacji. Eh, ta historia…
Jerzy Wyrozumski pisał zawsze w sposób przyjazny czytelnikowi. Oznacza to, że mimo iż jego prace zachowywały ściśle naukowy charakter, nie wyglądały tak, że obszar jednej strony zajęty był przez 1/3 właściwego tekstu, a pozostałe 2/3 to były przypisy i odsyłacze. Te książki po prostu „czyta się”, jak to ongi mawiano. Gdy kilkanaście lat temu współpracowałem przy redagowaniu dziesięciotomowej „Wielkiej historii Polski”, najlepiej czytało mi się odbitki korektorskie „Dziejów Polski piastowskiej”, który to tom napisał właśnie prof. Wyrozumski (na drugim miejscu stawiam tom autorstwa prof. Stanisława Grzybowskiego o dziejach Polski i Litwy w okresie ich największej potęgi, czyli lat 1505-1648). Polska historiografia (podobnie zresztą jak filozofia) cierpi bowiem na coś w rodzaju syndromu niemieckiego – może przez bezpośrednie sąsiadowanie z tym krajem: im bardziej zawiły i mętny jest wywód autora, tym, znaczy się, praca jest bardziej uczona. Anglosasi podchodzą do tego inaczej: traktują historiografię, przy zachowaniu wszelkich reguł naukowych, jako gałąź literatury. Tak, by zarówno profesor, jak i sklepowa ekspedientka mogli książkę sobie po prostu przeczytać. Jerzy Wyrozumski szedł właśnie taką drogą. Do tego dochodziło analizowanie danej sprawy z odległej przeszłości z możliwie wielu punktów widzenia, posługiwanie się nie jednym, ale wieloma reflektorami. Najlepsze rozważania na temat śmierci św. Stanisława ze Szczepanowa (zabójstwo? Wyrok sądowy na rozkaz króla Bolesława, czy może zasądzony zgodnie z prawem?) znalazłem właśnie we wspomnianych „Dziejach Polski piastowskiej”.
Odchodzi już pokolenie takich ludzi jak profesor Jerzy Wyrozumski; pokolenie, które choćby z dzieciństwa pamięta II Rzeczypospolitą. Oby niejeden z tych młodych ludzi, maszerujących z radością wczoraj w Warszawie i innych polskich miastach nauczył się z czasem pisać o naszej wspólnej historii jak ten mądry człowiek, który spoczął na krakowskim Cmentarzu Rakowickim i teraz pewnie wypytuje z ciekawością Mieszka I o motywacje jego konwersji na chrześcijaństwo i rozmawia z braciszkami, którzy spisywali tajemniczy dokument „Dagome Iudex”.
Tomasz Kowalczyk