JEDNOŚĆ W WIELOŚCI
Najpiękniejsze i najbardziej udane działania społeczne rodzą się oddolnie. Na przykład jeśli ćwierć miliona ludzi decyduje się wyjść na ulice, nie dzieje się to dlatego, że ktoś im to nakazał. Prędzej już zakazał. Kiedy następnego dnia po wspaniałym, wzruszającym Marszu Niepodległości dowiedziałem się, że w kolejnym roku jego organizatorem ma być państwo, zatkało mnie. Na szczęście szybko pojawiły się przytomne głosy odradzające taką inicjatywę. Jeśli ludzie chcą manifestować swoje uczucia patriotyczne, należy im na to pozwolić, nie pytając o przynależność organizacyjną. Nikt nie powinien naruszać „prawa autorskiego”. W tym roku w marszu aktywną rolę odegrały kluby „Gazety Polskiej” i Solidarność, jeśli dołączy Radio Maryja czy ruchy lokalne, zyskamy wszyscy. Jeśli pójdzie w marszu prezydent, premier, ministrowie, będę zachwycony, choć wolałbym, żeby zrobili to jako zwykli obywatele. Mój dziadek, piłsudczyk, chodził przed wojną na pochody pierwszomajowe, po wojnie, kiedy stały się państwowe i obowiązkowe, kiedy zaczęto spisywać listy tych, którzy przychodzą, i nękać tych, którzy wolą zostać w domu, miał dosyć. A gdy jego partię PPS wcielono do PZPR-u, zrobił jedno, co mógł zrobić człowiek przyzwoity. W porę umarł. Największe i najradośniejsze zgromadzenia Polaków powstawały dlatego, że ludzie mieli taką ochotę. Mimo utrudnień i szykan, w pielgrzymkach papieskich brały udział miliony rodaków, dziesiątki tysięcy uczestniczyły w demonstracjach Solidarności, tych legalnych i tych zakazanych. Dlatego pielęgnujmy i ochraniajmy własną spontaniczność i samoorganizację. A szczególnie wówczas, kiedy Polacy chcą wyjść na ulice nie walcząc z czymś, ale manifestując uczucia pozytywne. Miłość do Ojczyzny, solidarność, poszukiwanie jedności w różnorodności. Cóż to za cudowne uczucie iść w tłumie, czując się cząstką narodu, a nie wypełniając jedynie nakazany obowiązek.
Marcin Wolski