Przyjdzie śmierć i wszystko zmieni
Tytuł jest oczywiście hasłem wypisanym na ścianie Piwnicy „Pod Baranami”. Ponoć za komuny strasznie to hasło denerwowało cenzorów oraz towarzyszy od kultury, którzy nazywali się Zając, Grzyb i Starzec. Właściwie nie wiem czemu tak ich to denerwowało, bo nawet wierzący komunista przyjmował do widomości, że jest takie coś jak śmierć i że zawsze przyjdzie. Oczywiście najpierw przyjdzie po frakcjonistów, ale i prawowiernych nie omie.
Doszedłem do wniosku, że ostatnio wszyscy umierają. Umieranie jest trendy. Może pora jest ku temu sposobna, bo zbliża się 1 listopada. Jeżeli umrze się przed tym dniem, to się człowiek załapie na wspomnienie w gazetach, zazwyczaj opatrzone nagłówkiem „Odeszli…”. A jak się umrze po 1 listopada, to trzeba czekać cały rok na takie wspomnienie, a przez rok ludzie mogą już o nieboszczyku zapomnieć, no i okazuje się że się umarło niepotrzebnie.
Ostatnio umarli kolejno – pan Staszek spod sklepu, Lou Reed i Tadeusz Mazowiecki.
Pan Staszek miał radyjko na baterie, słuchał informacji i każdego ranka przychodzących na zakupy informował jaka będzie dziś pogoda. Przypilnował pieska, zaopiekował się siatką z zakupami z innego sklepu. Nigdy niczego nie podwędził. Zostawiało mu się złotówkę i za to robił wszystko. Ciężko pracował. Jeszcze zanim weszła w życie ustawa śmieciowa pan Staszek selekcjonował ile wlezie. Bywało, że musiałem wychodzić z domu bardzo wcześnie rano, na przykład o godzinie piątej. Łomoty dobywające się ze śmietnika upewniały mnie, że pan Staszek oddziela butelki od puszek.
O odejściu pana Staszka dowiedziałem się z osiedlowych plotek. O odejściu Lou Reeda wzmiankowano w radiu. Wielki artysta, prekursor punk-rocka który nagrywał, jeśli miał taką fantazję z… orkiestrami symfonicznymi. Wraz z Johnem Calem stworzył grupę The Velvet Underground. Słynną okładkę z bananem zaprojektował Andy Warhol. Lou współpracował z Davidem Bowiem, który wsparł go w pewnym okresie życia w walce z nałogami. Zagrał w kilku filmach, publikował tomiki poezji; kilka z nich doczekało się prestiżowych nagród literackich.
Tak więc o śmierci pana Staszka nie było żadnych informacji, a o Lou Reedzie wspomniano. O Tadeuszu Mazowieckim trąbiono i trąbi się po chwilę, gdy piszę te słowa (wieczór 28 października). Zabrakło chyba tylko żałobnego bicia w Dzwon Zygmunta na Wawelu. Wszystko inne już jest. Jak to pisał o Mazowieckim Kisiel? „Typowo zniewolony umysł, mózg wykolejony na jeden tor absurdalnie jałowy i odcięty od wszystkiego, co się dzieje wokół”. Jak pisał Herling-Grudziński? „Tadeusz Mazowiecki odkreślił przeszłość, uniemożliwił konieczną lustrację i dekomunizację, przyczynił się do upragnionego przez komunistów Zamazania”. Wiem, że o zmarłych dobrze albo wcale, ale powiedzmy sobie jasno – stosując tę zasadę nigdy żadnej rzetelnej historii nie dałoby się napisać. Te hektolitry lukru, które od rana wylewają się z rządowych mediów przyprawiają mnie o mdłości. „Pierwszy niekomunistyczny premier”… Dobry Boże, ten pierwszy niekomunistyczny premier premierował przez rok, podczas gdy panią Jadwigę Chmielowską ścigano nadal listem gończym wystawionym w grudniu 1981! Do tego premiera przychodził Kiszczak z propozycją likwidacji cenzury – i grochem o ścianę! Niechże mainstream czci swojego bohatera, ale niech nie milczy o jego ciemnych sprawkach – i sprawa biskupa Kaczmarka nie jest bynajmniej tą jedyną przemilczaną.
Na portalu salon24 niezastąpiony Kazimierz Wóycicki napisał tak: „Zmarł Tadeusz Mazowiecki. Był mężem stanu. Wraz z jego odejściem odeszła też cała epoka”. Któryś z komentatorów podsumował to słowem: „oby”.
Jest taka kategoria – słynne ostatnie słowa. Taki na przykład król Anglii Henryk VIII szeptał na łożu śmierci – „mnisi, mnisi, mnisi…”. Wolter powiedział – „na miłość Boską, pozwólcie mi spokojnie umrzeć!”. Napoleon, oczywiście: „Józefina”. Mozart – „Pisałem to dla siebie”. Heinrich Himmler – „Jestem Heinrich Himmler”. Zawsze najbardziej podobały mi się ostatnie słowa Karola Marksa. Poproszony o ich wygłoszenie, wrzasnął – „no dalej, wynoście się!” – i to były chyba jedyne sensowne słowa w jego życiu.
Co powiedział pan Staszek? Pewnie, że piękny dziś wieczór i tak ciepło, a ta czarna kotka spod szesnastki coś się podejrzanie zaokrągliła, chociaż do maja daleko. Co powiedział Lou? A kto go tam wie… Co powiedział Tadeusz Mazowiecki? Też nie wiem, nie wnikam. Ja, jak mi Bóg pozwoli, to nie będę mówił. Ja sobie tylko zanucę: http://www.youtube.com/watch?v=j2JXy1Z9ovs
Tomasz Kowalczyk