Tekst alternatywny

Bicie w pysk jako najwyższe stadium libertynizmu

Bicie w pysk jako najwyższe stadium libertynizmu

Każdy kto stale nosi okulary wie, że ciosów na twarz nie należy przyjmować. Wiedział o tym Ananiasz, klasowy lizus, „pieszczoszek naszej Pani” z serii uroczych książek Sempego o Mikołajku i innych chłopakach. W razie fizycznego zagrożenia ze strony Rufusa czy innego łobuziaka Ananiasz krzyczał – „Mnie nie wolno bić! Ja mam okulary!” – i był już bezpieczny. Oczywiście tylko do momentu, gdy przez roztargnienie na chwilę tych okularów nie zdjął by je przetrzeć, bo wtedy koledzy korzystali z jego nieuwagi i pieszczoszek zaliczał fangę w nos.

Też noszę okulary i kiedyś na pewnym hucznym weselu o włos uniknąłem tragedii, a uratował mnie refleks wyćwiczony na grach FPS w rodzaju „Soldier of Fortune”, oraz fakt, że było już koło trzeciej nad ranem i napastnik, chybiwszy po moim uniku, stracił równowagę i odpłynął w pozycji horyzontalnej w ciszę i bezruch Nirwany.

Ten napastnik, w przeciwieństwie do kolegów Mikołajka nie był honorowy, podobnie jak facet który na Przystanku Woodstock sprał po mordzie Grzegorza Miecugowa. Miecugow również nosi okulary, więc sprawa mogła się skończyć tragicznie, ale okulary wytrzymały. Na przyszłość proponowałbym znanemu i powszechnie lubianemu dziennikarzowi, żeby przy spotkaniach z młodzieżą zakładał szkła kontaktowe. Szkło kontaktowe może po uderzeniu najwyżej wylecieć, a pęknięta soczewka okularowa mogłaby poharatać gałkę oczną. Poza tym Miecugowowi samo określenie „szkło kontaktowe” może się miło kojarzyć, jako wyznacznik słusznego i rzetelnego zaangażowania po stronie Partii i Rządu.

Na początku, po pierwszych informacjach o brutalnym ataku na zasłużoną ikonę III RP, myślałem sobie – sprawa jest prosta. Przystanek Woodstock to Owsiak, Owsiak lansował przez lata hasło „róbta co chceta”, zatem – rozumowałem – ponieważ ktoś czuł przemożną chęć nawalenia Miecugowa po pysku to zgodnie z owym hasłem – sloganem, chęć tę po prostu zrealizował. Niby nic. Skoro „co chceta”, no to „róbta” i już. Jak libertynizm to libertynizm. Wolność, wolność i swoboda. Swoboda myśli i działań.

Niestety, przeczytałem potem na Niezależnej, że napastnik to niejaki Oskar W.: „Członek Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego, znany z wypromowania kandydata na prezydenta Białegostoku Krzysztofa Kononowicza – wynika z ustaleń „Gazety Polskiej Codziennie”… Jest liderem NP na Podlasiu i jej wojewódzkim koordynatorem… Hubert Kożuszko, dawny działacz Nowej Prawicy i były zastępca Oskara W. przypomina też jego zachowanie w 2012 r., gdy Oskar W. próbował zakłócić Marsz Niepodległości w Białymstoku, organizowany m.in. przez kluby „Gazety Polskiej”. Zagłuszał oficjalne obchody, wykrzykiwał głośno obraźliwe hasła pod adresem swoich przeciwników politycznych”.

Skoro tak, to może Miecugowowi te okulary nie przypadkiem nie pękły, bo uderzenie było odpowiednio delikatnie wyprowadzone? Może nie był to bezinteresowny przejaw libertyńskiej ideologii „róbta co chceta”, lecz zamierzona prowokacja? Może moskiewskie lobby już się sposobi do odpowiedniej organizacji zadym w nasze narodowe święto 11 listopada, kiedy to, dziwnym trafem, w Warszawie rozpoczną się obrady szczytu klimatycznego? Bo że do stolicy ściągną wtedy z silnym poparciem „Krytyki Politycznej” silne lewackie grupy niemieckich i innych nordyckich wielce postępowych i ekologicznych antyfaszystów, to rzecz pewna. I gdy zobaczą pochód pełen Biało-Czerwonych, postanowią interweniować w obronie Europy i Postępu, to też pewne. Cóż wówczas prostszego, by telewizja popularnie zwana WSI 24 nie opatrzyła obrazów zamieszek filmikiem z ataku na Miecugowa. Wklei się w to przebitkę z premierem Tuskiem ostrzegającym proroczo przed nadciągającą falą faszyzmu. Następnie dorzuci się jakieś wyrwane z kontekstu zdanie z Jarosława Kaczyńskiego. Albo nawet nie zdanie, tylko jedno słowo. Np. „Musimy…” – i tu kolejna przebitka, tym razem na uliczną bójkę i, nie daj Boże, płonący samochód. Już to widzę oczyma wyobraźni.

100 mln zł. pójdzie z rezerwy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska (z czego 26 mln na organizację obrad na Stadionie Narodowym), żeby grupa nudziarzy podebatowała sobie o klimacie. Tak jak poprzednie, tak i ta debata nie doprowadzi to do żadnych konkretów – pogadają, pojedzą, popiją i się rozjadą, obiecując sobie że za parę lat spotkają się w innym miejscu. Klimat się od tego nie zmieni. To, że w połowie XVII w. można było zimą przejechać ze Szwecji do Polski saniami, bo cały Bałtyk wtedy zamarzał, a dwieście lat później taka przejażdżka była już niemożliwa, nie wynikało z obrad żadnych szczytów klimatycznych, ponieważ wtedy ich jeszcze nie wynaleziono. Klimat ma nosie lewackich intelektualistów, zmienia się jak chce. Ale, być może, rządowi Tuska opłaca się te 100 mln wywalić w błoto, by cały świat w nasze Święto Niepodległości zobaczył narastającą w Polsce groźbę faszyzmu i przestraszył się. I udzielił poparcia Partii i Rządowi, bo poparcie Miecugowa, mimo jego najszczerszych chęci, to trochę za mało. Żeby porwać za sobą masy trzeba mieć charyzmę, a tej – tak się jakoś składa – mamroczący TVN-owski syn stalinowskiego tatusia nie posiada za grosz.

Z czego wynika, że woodstockowe bicie w pysk może wcale nie być przejawem rozpasanego libertynizmu, lecz jednym z pierwszych rozdziałów precyzyjnie zaplanowanej gry, nie gorszej od „Soldier of Fortune”.

Tomasz Kowalczyk