Tekst alternatywny

Bolszewizm z opóźnionym zapłonem (albo przedwczesnym)

Bolszewizm z opóźnionym zapłonem (albo przedwczesnym)

Janusz Czapiński jest doktorem habilitowanym psychologii społecznej na Uniwersytecie Warszawskim, ponoć pierwszej uczelni wyższej w Polsce. Chętnie dzieli się swymi przemyśleniami z czytelnikami „Gazety Wyborczej” i okolic. Janusz Czapiński doktorem został w 1983 r., a habilitował się w roku 1988. Rozumiem, że robienie naukowej kariery w zakresie dyscypliny w przybliżeniu humanistycznej w okresie schyłkowego PRL-u może pozostawiać trwałe ślady w psychice uczonego. Spodziewać by się można jednak, że z uwagi na specyfikę tamtych czasów powinny to być ślady pod postacią cynizmu, nihilizmu i tzw. tumiwisizmu. A jednak nie: wypowiedzi Czapińskiego wskazują na wyraźny wpływ czystej jak kryształ, nieskażonej niczym ideologii, zupełnie jakby doktoryzował się dobrych trzydzieści lat wcześniej.

Już w maju tego roku prof. Czapiński (podobno nie lubi, gdy tytułuje się go profesorem) na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” stwierdzał, że młodzi Polacy stają się coraz bardziej radykalni, dlatego istnieją dwa wyjścia: albo przyznać im rację i spełnić ich postulaty, albo skłonić ich do emigracji. Tym samym zapędził się jednak w kozi róg, bo dla takich ludzi jak on spełnianie postulatów młodych radykałów jest, jak sądzę, niewyobrażalne, a z kolei „skłanianie do emigracji” coś tak za bardzo pachnie mi marcem 1968 r., a co się wtedy działo, to gdzie jak gdzie, ale na Uniwersytecie Warszawskim chyba jeszcze pamiętają.

Ostatnio jednak w wywiadzie dla „GW” Czapiński przeszedł samego siebie. Nie dotarłem do pełnej treści tego wywiadu, ponieważ „GW” nie kupuję, a i za lekturę w Internecie trzeba by było organowi z Czerskiej zapłacić; z konieczności posiłkuję się więc skrótem Mai Narbutt, opublikowanym na portalu wPolityce.pl, 31 października. Tytuł – „Wyrwać dzieci z rodziny – to recepta, która ma uzdrowić polskie społeczeństwo. Prof. Czapiński przekracza granice groteski”.

Autorka recenzuje wywiad (w którym Czapiński wyjaśnia dlaczego Polacy są nieufni, ksenofobiczni i zacofani) m.in. tak: „(…) Bez wahania zlokalizował źródło zła – tkwi ono w przywiązaniu Polaków do rodziny, tradycyjnej, katolickiej. Właśnie rodzina uczy nieufności do obcych, sprawia że nie umiemy współpracować i tworzyć kapitału społecznego sprzyjającego wzrostowi gospodarczemu (…). Wskazuje jednak drogę ratunku. Żeby uzdrowić polskie społeczeństwo – >>trzeba wyrwać dzieci z rodziny<< i odseparować je od rodziców. To nie rodzice powinni kształtować ich system wartości, bo przecież się do tego absolutnie nie nadają…”.

Tu docieramy do owej wspomnianej już przeze mnie kryształowej ideologiczności Czapińskiego, którą powinien błyszczeć nie w latach osiemdziesiątych, ale gdzieś tak około 1953 r. (widać za późno się urodził, zdarza się). Toż nie kto inny jak absolutny klasyk Fryderyk Engels pisał przecież o socjalizacji dzieci w przyszłym ustroju komunistycznym: „Opieka nad dziećmi i ich wychowanie stanie się sprawą społeczną; społeczeństwo będzie się opiekować wszystkimi dziećmi jednakowo – zarówno ślubnymi, jak i nieślubnymi”.

Ponieważ bolszewicy bardzo cenili klasyków, to po objęciu władzy w Rosji poczęli tego typu pomysły wcielać w życie i uchwalili ustawy osłabiające tradycyjne więzi rodzinne, ułatwiające rozwody etc. Jak pisze Richard Pipes, „(…) najchętniej przejęliby pieczę nad dziećmi w chwili ich narodzin, odbierając je rodzicom i umieszczając w żłobkach. Chodziło im o uwolnienie kobiet od zajmowania się dziećmi, aby mogły całkowicie poświęcić się pracy zawodowej, ale przede wszystkim o jak najwcześniejszą indoktrynację młodego człowieka”.

Janusz Czapiński niewątpliwie zna i wziął sobie do serca słowa żony tow. Zinowiewa, niejakiej Złaty Lilinej, która pisała: „Czyż miłość rodzicielska w dużym stopniu nie szkodzi dziecku?… Rodzina ma charakter indywidualistyczny i egoistyczny i jeśli dziecko wychowuje się w niej, to staje się w dużej mierze aspołeczne i nabiera egoistycznych skłonności… Wychowanie dzieci nie jest prywatną sprawą rodziców, lecz zadaniem społeczeństwa”.

Niestety, na bolszewizm nie ma dzisiaj jakoś mody, stąd właśnie mój wniosek, że prof. Czapiński urodził się za późno. Choć obserwujemy ostatnio pewne pierwiosnki pod postacią Partii Razem, ale – po pierwsze, bytuje ona poza parlamentem, po drugie – nie wiadomo, czy jakiś przedwczesny przymrozek nie zwarzy kwiatu rewolucji, by użyć słów Klary Zetkin. W tym drugim przypadku oznaczałoby to, że Czapiński urodził się za wcześnie. I tak źle i tak niedobrze.

Pech.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small