Tekst alternatywny

Ciekawość, pierwszy stopień do wiedzy

Ciekawość, pierwszy stopień do wiedzy

„Gdy pomyślnej wróżby uzyskać nie mógł, wszedł do kurii, wzgardziwszy znakiem wieszczym i śmiejąc się ze Spurynny oraz oskarżając go wręcz o oszustwo, ponieważ idy marcowe nadeszły bez żadnej dla niego szkody. Spurynna jednak powiedział, że wprawdzie idy marcowe nadeszły, ale jeszcze nie minęły.

Cezar zasiada. Spiskowcy niby dla okazania czci otoczyli go zwartym kołem. Najbliżej staje Cymber Tyliusz, który pierwszą podjął rolę; oto jak gdyby chcąc o coś prosić podchodzi bliżej do Cezara. Ten ruchem głowy odmawia i gestem ręki oddala sprawę na inny czas. W tej chwili Tyliusz zrywa mu togę z obydwu ramion. Cezar zawołał: ‘Cóż to, gwałtu się dopuszczasz?’ Wtedy jeden z Kasków zadaje mu cios z tyłu, trochę poniżej gardła…”

Tak się zaczęło, co było dalej – wiemy. Podobno wymierzono łącznie dwadzieścia trzy ciosy sztyletami.

Tej relacji Swetoniusza (w przekładzie J. Niemirskiej-Pliszczyńskiej) wysłuchałem po raz pierwszy jako siedmio, może ośmioletni szkrab. I pierwsze moje pytanie brzmiało: no i co z tymi spiskowcami? Złapali ich?

Czy, jeśli się temu dobrze przyjrzeć, nie jest dziwne, że małe dziecko interesuje się tym, jak zakończyła się sprawa zamordowania pewnego polityka, ponad dwa tysiące lat temu? Otóż nie, nie jest. W nas, w reprezentantach cywilizacji judeochrześcijańskiej tkwi coś takiego, co skłania do nieustannych poszukiwań, do szukania prawdy, odkrywania zagadek natury i zagadek przeszłości, i do prób prognozowania czasów przyszłych. Dlatego wydaje się tysiące dolarów, by zidentyfikować z nazwiska mumię jakiegoś egipskiego dostojnika, który żył w czasach, gdy u nas ubrani w skóry barbarzyńcy kryli się po jaskiniach. Dlatego wydaje się setki mionów dolarów, by dowiedzieć się czy w marsjańskim piachu kryją się choćby najprostsze mikroby. Dlatego Einstein o mało nie zwariował, próbując dociec zasad względności upływu czasu. Dlatego my, Europejczycy, popłynęliśmy ku nie zbadanym lądom. A Majom i Aztekom nawet do głów nie przyszło, by wsiąść na okręty i sprawdzić, czy cokolwiek istnieje poza ogromnym, rozpościerającym się na wschód od ich ziem oceanem.

Tacy już jesteśmy. Chcemy wiedzieć. Gna nas ciekawość. I ktokolwiek próbuje nas jej pozbawić, tłumacząc, żebyśmy się zajęli swoimi drobnymi sprawami, a przeszłość zostawili historykom – ten reprezentuje obcą nam cywilizację. Wrogą, pragnącą przerobić nas na swój obraz i podobieństwo.

W ubiegłą sobotę, w czterdziestą już miesięcznicę tragedii nad Smoleńskiem, byłem jak co miesiąc na Wawelu, by wykonywać swoją zwykłą fotoreporterską robotę. Przybyły kluby „Gazety Polskiej”, KPN i wiele innych niepodległościowych organizacji. Pojawiły się jak zwykle transparenty, łącznie z tym, który towarzyszy nam od dawna: „Chcemy prawdy, prawdy nie można zabić”. Ładny, chłodny dzień, prawdziwa ulga po ostatnich upałach, zatem spotkaliśmy też wielu turystów, zdarzali się i obcokrajowcy. Zatrzymywali się, padały pytania. W pewnej chwili dosłyszałem rozmowę dwóch ślicznych dziewczyn; tak na oko z czternaście, może piętnaście lat. Brzmiała mniej więcej tak:

– No i co, ty się z nimi zgadzasz?

– Pewnie, że się zgadzam. Przecież chyba wiesz, że nic w tej sprawie nie wyjaśniono.

– Wiem, no to czemu się do nich nie przyłączymy?

– Bo nie wiedziałam, że będzie taki pochód. Jakbym wiedziała to bym ubrała się jakoś elegancko…

A więc nasze wysiłki nie idą na marne. To jednak działa. Naturalna, przyrodzona nam ciekawość zaczyna się budzić po sztucznym letargu bijącym z zawsze wrogiego wschodu; mrzonki o ciepłej wodzie w kranie i błogim spokoju za cenę zwinięcia państwa Polakom już nie wystarczają.

Wiemy, jaki los spotkał morderców Cezara. Teraz czekamy na prawdę o Smoleńsku i osądzenie tych, którzy dopuścili się skandalicznych zaniedbań. Dzięki ciekawości dowiemy się, czy tylko zaniedbań.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small