Cudowne opaski
Wybitny brytyjski historyk i dziennikarz, Paul Johnson, pisał kiedyś o osobliwym kulcie przemocy żywionym przez intelektualistów. Intelektualiści kochają siłę. Musi to jednak być siła pozasystemowa, ponieważ system jest „opresyjny” (jeżeli nie odpowiada intelektualistom). Tak więc przemoc stosowana przez lewackie bojówki jest dobra, ale kiedy państwo usiłuje się przed tą przemocą bronić i samo stosuje przemoc, to ta akurat przemoc jest zła, bo systemowa. Oczywiście, tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z państwem kapitalistycznym. W państwie rządzonym przez lewicę siłą rzeczy przemoc państwowa systemową nie jest. Już nie pamiętam, który to z zachodnich intelektualistów (może Noam Chomsky?) straszliwie oburzał się na wiadomości o amerykańskich bombardowaniach w Wietnamie. Ale kiedy później opowiedziano mu o masowych zbrodniach Pol-Pota w Kambodży odpowiedział, że skoro wymordował on miliony ludzi, to widocznie byli oni winni.
Intelektualiści są słabeuszami. Inspirują bojówki, ale sami do walki nie wchodzą. Wydają rozkazy, ale na pole bitwy nie wyruszają. Bojownicy z niesławnej lewackiej grupy terrorystycznej Baader-Meinhof intelektualistami nie byli; tłukło się im tylko po głowach trochę pustych sloganów. O zwykłym życiu albo o problemach filozoficznych wiedzieli guzik z pętelką.
Dlaczego intelektualiści kochają lewackość? Zdaniem Johnsona kult siły mógłby spowodować, że gdyby Hitler wygrał wojnę w Europie Środkowej i Wschodniej, to poglądy nazistowskie zostałyby po akademicku wygładzone i w „cywilizowanej” wersji trafiły na uniwersytety na całym świecie. Ale wojnę wygrał Stalin, on był mocniejszy od Hitlera, a więc marksizm-leninizm okazał się mocniejszy od ideologii nazistowskiej, więc to marksizm zatriumfował, a intelektualiści lgną do mocniejszych.
I tak lewactwo intelektualne rozlało się po naszej nieszczęsnej planecie. Rządzi w większej części Europy. Ostatnio przeczytałem o cudownej metodzie promowanej oficjalnie w Szwecji, gdzie kobiety narażone są na gwałty dokonywane na nich przez islamskich emigrantów. Otóż kobiety powinny nosić na nadgarstku elastyczną opaskę z napisem (po angielsku) NIE GWAŁĆ MNIE. Pokazanie takiej opaski napastnikowi spowoduje, że on się wycofa. Przyznam, że początkowo myślałem że to jakiś żart, ale potem któryś z fejsbukowych znajomych zamieścił ten filmik instruktażowy. Załamałem się. Mam dziwne przekonanie, że większość tych smagłych troglodytów po pierwsze nie potrafi czytać, po drugie nie umie po angielsku a po trzecie nawet jeśli umie, to i tak weźmie sobie czego chce. Dla kobiety zagrożonej gwałtem najlepszym przyjacielem jest solidny kopniak wymierzony w jądra, gaz pieprzowy albo magnum Brudnego Harry’ego noszone w eleganckiej torebce. Ale lewaccy intelektualiści nie mogą do tego dopuścić. Przecież oni brzydzą się przemocą. Chyba, że jest to słuszna przemoc i w słusznej sprawie pochłania miliony niesłusznych ofiar.
Tomasz Kowalczyk