„Dzieje Polski” – tom II., czyli Polska na rozbiegu.
Nieżyjący już niestety sekretarz redakcji „Przekroju” – tego prawdziwego, prowadzonego przez Mariana Eilego – Andrzej Klominek, napisał w latach dziewięćdziesiątych bardzo ciekawą książkę „Moje życie w >>Przekroju<<”. Zamieścił tam m.in. interesującą informację o której pewnie nie wie wielu dzisiejszych nauczycieli historii, nawet takich, którzy z prawdziwą pasją wykonują swój szczytny zawód. Proszę wybaczyć przydługi cytat, ale naprawdę jest on wart uwagi:
„Pierwszej inspiracji do napisania cyklu esejów o historii Polski dostarczył Pawłowi Jasienicy Marian Eile. Jasienica zabrał się do tego dopiero po kilku latach i nie u nas drukował te teksty, ale zaczęło się od propozycji Mariana. Natomiast, o ile wiem, zupełnie nieznany jest dziś fakt, że pierwszym autorem do którego Eile zwrócił się z propozycją napisania popularnego przedstawienia historii Polski, był Jarosław Iwaszkiewicz. Marianowi chodziło o to, żeby nie był to wykład historyka, ale impresje pisarza, który opowie, jak on widzi różne fakty, epizody i postacie z naszych dziejów. O historię malowniczą, będącą odtrutką na zmarksizowaną do absurdu, wypraną z barwy historię z ówczesnych podręczników…”.
Iwaszkiewiczowi ten pomysł bardzo się spodobał, ale ostatecznie odmówił – obawiał się, że jego wiedza historyczna jest niewystarczająca, by sprostać takiemu zadaniu. I chyba dobrze, że odmówił. Z całym szacunkiem, ale kto z własnej woli czytuje dziś Iwaszkiewicza? Zabrał się za wykonanie rzeczy Paweł Jasienica i tak pokolenie moich rodziców dostało kolejno „Polskę Piastów”, „Polskę Jagiellonów” i trzy tomy „Rzeczpospolitej Obojga Narodów”.
Też wychowywałem się na tych książkach – całkiem dobre wydanie z lat 1970., z bogatą szatą graficzną; wprawdzie zdjęcia i reprodukcje były czarno-białe, ale w tamtych czasach był to standard.
Przy całym talencie Jasienicy, jego pięknej, potoczystej polszczyźnie, malarskiej wyobraźni i sporym poczuciu humoru – zestarzały się jednak te książki. Zestarzały się w dużej mierze po pierwsze dlatego, że autor skrępowany nakazami PRL-owskiej cenzury nie mógł napisać wszystkiego co chciał, a po drugie wskutek postępu badań historycznych. Dziś już wiemy na przykład, że cały wstępny rozdział „Polski Piastów”, zatytułowany „Podglebie” nadaje się li tylko na podpałkę w kominku. Koncepcję autochtonistyczną – hołubioną przez Jasienicę i uznawaną przez władzę ludową (jakoby Słowianie zrodzili się na terytorium późniejszej PRL i trwali tam niezłomnie przez całe tysiąclecia, omijani przez wszelkie wędrówki ludów) – przyszło odłożyć do lamusa. Dziś przeważa allochtonizm – nasi przodkowie przybyli ze wschodu, na ziemie opuszczone przez Germanów, którzy z kolei powędrowali wykańczać to, co zostało z zachodniej części Cesarstwa Rzymskiego.
Paweł Jasienica znalazł jednak w dzisiejszych czasach godnego następcę, którego przewaga polega na tym, że przy ogromnym talencie popularyzatorskim i pięknym języku, dorównującym, a może i przewyższającym polszczyznę swojego poprzednika – jest do tego zawodowym historykiem. To oczywiście krakowski profesor, Andrzej Nowak. Mam właśnie przed sobą drugi tom jego „Dziejów Polski”. Podtytuł – „1202-1340. Od rozbicia do nowej Polski”. Piękna edycja wydawnictwa „Biały Kruk”. A ilustracje są w kolorze, bo taki dzisiaj jest standard. Trzy razy odwiedziłem księgarnię „Gazety Polskiej” przy Placu Wszystkich Świętych 9, żeby tę księgę zdobyć, za trzecim razem się udało.
Nie oczekujcie Państwo recenzji, dopiero zabrałem się za lekturę. Sądząc po ubiegłorocznym, pierwszym tomie, czekają mnie ze dwie nieprzespane noce. Powiem tylko tyle, że już periodyzacja prof. Nowaka jest istną rewolucją w polskiej historiografii. Dotąd czytaliśmy książki o polskiej historii oparte na chronologicznych kliszach: 966-1370, to Polska Piastów. Potem epizod andegaweński, następnie od 1386 r. Polska Jagiellonów itd., itd., wszystko jak od maszynowej kalki. Tymczasem Nowak pierwszy tom zakończył na roku 1202. Dlaczego? Ano, wymyślił sobie, bo wtedy kończy się kronika mistrza Wincentego Kadłubka. Ten nowy, świeżutki tom kończy się nie na roku 1370, ze śmiercią króla Kazimierza Wielkiego. Nie, on się kończy trzydzieści lat wcześniej. Bo wtedy następuje nasze wejście na Ruś, Polska bierze rozpęd, mamy początek budowy kolosalnej, jedynej w swym rodzaju cywilizacji łączącej Zachód ze Wschodem…
Ja też kończę. Teraz będę czytać, co i Państwu polecam.
(Andrzej Nowak, „Dzieje Polski; tom 2, 1202 – 1340. Od rozbicia do nowej Polski”, Biały Kruk Sp. z o.o., Kraków 2015).
Tomasz Kowalczyk