Tekst alternatywny

Gorączka piątkowej nocy a sondaże

Gorączka piątkowej nocy a sondaże

W piątkowym wydaniu „Dziennika Polskiego” na pierwszej stronie znalazł się artykuł „Kraków wybierze Komorowskiego, Małopolska – Dudę”. Chodzi o sondaż przeprowadzony na zlecenie osiemnastu dzienników regionalnych przez Regionalny Ośrodek Badania Opinii Publicznej „Dobra Opinia” odnośnie preferencji w zbliżających się wyborach prezydenckich. Przepytano aż 6 tys. respondentów, co rzadko się zdarza; zazwyczaj za grupę reprezentatywną przyjmuje się nieco ponad 1 tys. osób, można by więc uznać ten sondaż za stosunkowo miarodajny. W moim regionie wyniki wypadły następująco: w Krakowie 39,3% za Komorowskim, 36,4% za Dudą. W całej zaś Małopolsce – Komorowski 36,2%, Duda równe 40%.

Skąd dysproporcje pomiędzy stołecznym miastem Małopolski a całym regionem? Przed ubiegłorocznymi wyborami samorządowymi pisałem o tym m.in.: „Moim zdaniem Kraków cierpi na swoistą chorobę metropolitalną (…). Jeśli popatrzymy na mapki ukazujące wyniki wyborów, czy to samorządowych czy parlamentarnych, okaże się, że cała Małopolska głosuje zgodnie na PiS. I tylko jedna wysepka przewagi PO na tych mapach się pojawia – Kraków. I to jest właśnie ta choroba metropolitalna, bo Kraków, drugie pod względem liczby ludności miasto w Polsce, jest jak na nasze warunki metropolią. A metropolia z natury rzeczy ma charakter kosmopolityczny. Mieszka tu niespełna milion ludzi. Studentów mamy prawie 200 tys. W większości są to ludzie z innych miast i miejscowości (…). Ludzie ci przywożą swoje zwyczaje i sympatie polityczne, często odmienne od tych z tradycyjnie prawicowej Małopolski. I wielu z nich zostaje w Krakowie – tu znajdują pracę, tu się osiedlają. I to znajduje potem przełożenie na wyniki wyborów lokalnych”.

10 kwietnia wracałem późnym wieczorem przez Kraków z uroczystości rocznicowych tragedii nad Smoleńskiem, które jak zawsze odbywały się u stóp Wawelu, pod Krzyżem Katyńskim. Zazwyczaj w piątkowe wieczory unikam centrum miasta jak ognia, ale tym razem po uroczystościach szedłem ze znajomymi do kawiarni, trzeba więc było przedrzeć się przez ul. Grodzką, Rynek i stamtąd kawałek Szczepańską, by wdepnąć do klubu dziennikarzy „Pod Gruszką”, jednego z nielicznych miejsc, gdzie nie grasują bandy pijanych studentów i gdzie panuje względny spokój i bezwzględnie miła atmosfera. Tym bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, by w takie piątkowe czy sobotnie wieczory trzymać się z dala od Rynku i okolic – jest z roku na rok coraz gorzej. Straszliwy kontrast: pod Krzyżem około tysiąca spokojnych, patriotycznych ludzi, czczących pamięć ofiar tragedii sprzed pięciu lat. Na ulicach zaś – przepraszam za określenie – burdel.

Młodociany elektorat, który – nie mając już za bardzo jak głosować na Palikota, bo skapcaniały błazen się zużył – jeśli mu się zachce zagłosować, będzie elektoratem Bronka i Platformy. Przecież nie można Kaczora dopuścić do władzy. Elektorat w postaci panienek poubieranych jakby akurat wyszły z domu publicznego – chociaż kto wie, może właśnie podążały do pracy. Elektorat pod postacią pijanych młodzieńców którzy ryczą. Tak właśnie, ryczą. Nie to, żeby przeklinali, oni nawzajem ryczą do siebie jakimś nieartykułowanym bełkotem bez słów. Upiorne, dobiegające z okienek zabytkowych piwnic „łups-łups” na tak niskich rejestrach, że jelita zaczynają człowiekowi wibrować – w tych piwnicach są teraz tzw. modne kluby, przed którymi stoją tzw. selekcjonerzy o byczych karkach i mordach recydywistów. Tłum i jazgot. Czerwone latarnie i czerwone zasłony w oknach średniowiecznych kamienic przy Trakcie Królewskim. Panienki poprzebierane za króliczki zachęcają do wstępu. Jakiś facet leci za mną z ulotką wołając – zapraszam pana, mamy dwadzieścia świetnych dziewczyn, do wyboru! Rada Miasta i magistrat starają się wyrugować te przybytki z centrum, ale na razie wszystko ugrzęzło w przepisach, w biurokracji. A przecież kilka lat temu w starej kamienicy przerobionej na wielokondygnacyjny klub pod naporem młodocianego elektoratu zawaliły się drewniane schody; na szczęście (?) nikt nie zginął.

Elektorat szalejący po Krakowie w weekendowe noce jest infantylny, zatem miasto dostosowuje się do jego poziomu. Kiedyś zastanawiały mnie tajemnicze literki KRK na plakatach ogłaszających taką a taką imprezę sponsorowaną przez miasto. Dopiero jakaś pani z promocji wytłumaczyła pewnego razu w radio że to skrót od Kraków. Bo młodzi ludzie wysyłając SMS-y piszą „Jadę do Kraka”, a nie do „Krakowa” (we Wrocławiu podobno mówią i piszą „Wrocek”). Jak to się wszystko zmienia: ks. prof. Józef Maria Bocheński wspominał, jak to przebywając w USA pod koniec lat 60. powiedział pewnemu hippisowi że wybiera się do Frisco. Na co młody człowiek się obruszył i rzekł – ojcze, moje miasto nazywa się SAN FRANCISCO, a nie żadne Frisco. Dzisiaj dorośli z promocji chcą być równie młodzieżowi jak młodzież. Albo i bardziej.

A teraz proszę zerknąć na zdjęcie pod tekstem. Tak wyglądał krakowski rynek późnym piątkowym czy sobotnim wieczorem jesienią 1990 r. Wybaczcie jakość, to jedno z pierwszych nocnych zdjęć jakie zrobiłem w życiu, w dodatku legendarnym aparatem smiena. Ale widać pustkę, tajemniczy półmrok; ciszy i spokoju nie widać i nie słychać, ale one tam były. A w kilku oknach kamienicy za kościółkiem św. Wojciecha palą się światła. Bo wtedy tam mieszkali ludzie, zwyczajni lokatorzy. Poważnie, kiedyś normalnie mieszkało się przy Rynku! Dziś nikt tam już nie mieszka; choćby chciał, nie da się. Ponad walącym jak młotkiem po uszach hałasem, ponad kłębiącym się tłumem i zarzyganymi chodnikami rozświetlonymi przez reflektory i stroboskopy straszą ciemne dziury okien, puste jak głowy elektoratu Bronka i PO. Biura i banki które się tam mieszczą ożyją dopiero w poniedziałek rano.

Proszę mnie źle nie zrozumieć: nie chcę wcale by Kraków był taki jak w początkach lat 90.: kompletnie wymarły po zmroku. Ale nie podoba mi się, że dzisiaj zamieniono go w hałaśliwy zamtuz. Tu przydałby się jakiś złoty środek.

Nie mam wątpliwości, że jeśli elektorat szalejący po Starym Mieście zdąży wytrzeźwieć do popołudnia 10 maja, to przywołany na początku sondaż się sprawdzi i „Kraków” zagłosuje na obciachowego Bronka, byleby tylko ten Duda od Kaczora nie przeszedł. Trzymam więc kciuki za prowincję, niech ratuje nasz, krakusów, honor.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small

Krakow_Wawel