Leming za kierownicą
Stare, ale przypomnę. W zeszłym roku w jednym z krakowskich akademików zapanowały pluskwy. Nie elektroniczne. Zwyczajne, żywe pluskwy. To chyba były pluskwy domowe (Cimex lectularius). One gryzą, o czym studenci z niejednego pokoju mogli się szybko przekonać. Drobiazgowe śledztwo wykazało, że pluskwy przywlekła pewna studentka, która do Krakowa powróciła ze swych rodzinnych stron. Nie było w tym jej winy, bowiem pluskwy oblazły ją w pociągu i nie od razu gryzły. Jej koleżanki i koledzy z akademika klęli na czym świat stoi, bowiem na czas odpluskwiania musieli się czasowo wyprowadzać ze swoich pokojów.
I teraz powstaje pytanie: kto jest odpowiedzialny za to, że jazda pociągiem przez Polskę w drugiej dekadzie XXI w. grozi zapluskwieniem? Nie pamiętam już, który publicysta to napisał, ale napisał trafnie, więc streszczę: PKP. A kto jest odpowiedzialny za PKP? Minister Transportu. A kto jest odpowiedzialny za Ministra? Przewodniczący Rady Ministrów, w skrócie Premier, czyli Donald Tusk, reprezentant PO. Co zrobią zapluskwieni studenci przy okazji najbliższych wyborów? Zagłosują na PO, gdyż TVN poinformuje ich, że Kaczor to wariat i faszysta i ich dziewczynom pod karą śmierci zabroni skrobanki. W dodatku Kaczor podsłuchuje polityków; Radziu Sikorski czuje się wskutek tego ściganą zwierzyną (dlaczego Sikorski, a nie Lis?) no i PiS zakłada Tuskowi na twarz kaganiec, bo nawet jest taki fajny fotomontaż, co to pokazuje.
To jest właśnie lemingoza. Leming zrobi wszystko, by sobie samemu zaszkodzić i to do samego końca. Choćby te pluskwy Cimex lectularius miały zjeść go żywcem, ostatnim tchem wydusi – precz z Kaczorem!
Dobrze, do tego się przyzwyczailiśmy. Ale starszy, siwy, sympatyczny, uśmiechnięty i autentycznie uprzejmy leming?
W ubiegłym tygodniu musiałem zamówić taksówkę. Ponieważ, jak przystało na krakusa, robię to tylko w ostateczności, łatwo wywnioskować że sprawa była poważna – istotnie, wiozłem parę ciężkich pak na drugi koniec miasta, takich z którymi nie dałbym sobie rady w autobusie. Starszy pan zajechał, pomógł mi porozkładać wszystko na tylnym siedzeniu; wsiedliśmy i jedziemy.
Są różni taksówkarze – milczący i gadający. Ten należał do drugiej z kategorii. Akurat był upał, więc najpierw rozmawiało się o pogodzie. Potem wyjechaliśmy na rozkopaną Aleję Jana Pawła II i rąbnęło nas coś w rodzaju małej burzy piaskowej, bo błoto zamieniło się w drobniutki piach. Zamknąłem okno.
– Niech pan popatrzy – z szerokim uśmiechem powiedział kierowca. – Buduje się!
– No, buduje się – przyznałem. – Szkoda, że wszystko naraz, zamiast rozdzielić inwestycję na dwie części: od Ronda Mogilskiego do Wieczystej, a jak to będzie wykonane, możnaby pociągnąć dalej, do Czyżyńskiego.
– Eee, tam. Pan Prezydent Majchrowski wie co robi. Patrz pan, jak ci robotnicy pracują!
Akurat wpadliśmy w korek w okolicach zjazdu do Muzeum Lotnictwa. Milczałem przez kilka minut. Kiedy przejechaliśmy już całe dziesięć metrów, odpowiedziałem:
– Pewnie, że pracują. W końcu się im za to płaci.
– No pewnie! – uśmiechnął się jeszcze szerzej kierowca. – Dawniej, panie, to tylko piweczko, a tu proszę, pracują!
– Tak, to jest niewątpliwy sukces – przyznałem. Reszty nie dopowiedziałem, bo właśnie mijaliśmy miejsce w którym jeszcze niedawno znajdował się dom w którym mieszkało kilka rodzin i gdzie ulokowany był warsztat samochodowy, zapewniający im jako takie przeżycie. Eksmitowano ich, bez wypłaty pełnego odszkodowania.
Po kolejnym kwadransie taksówkarz powiedział:
– Widzi pan, pracują. Do września skończą.
– Moim zdaniem skończą do wyborów samorządowych. Z tym, że tylko jeden z tych odcinków, o których mówiłem panu wcześniej.
– A niechby tam. Buduje się!
– Wie pan, tu się różne rzeczy buduje. Rondo Mogilskie ze schodami ruchomymi, które ostatnio, po jakichś sześciu latach wreszcie zadaszono, ale i tak ciągle się zacinają. Albo przystanek tramwajowy, który zgodnie z logiką, jako element tzw. szybkiego tramwaju powinien był powstać, jeśli w ogóle, to przed Mostem Kotlarskim. Ale on jest po drugiej stronie Wisły, bo tam jest ukochana Pana Prezydentowa Szkoła Frycza Modrzewskiego, więc studenci mają bliżej. A klienci ulokowanej nie na Kazimierzu, tylko na Grzegórzkach „Galerii Kazimierz” i mieszkańcy okolicznych bloków będą mieli dalej.
– Pan to taki malkontent. Proszę, „Szkieletor”! – tu taksówkarz wskazał ręką dziurawe żelbetowe rzeszoto niedokończonego od końca lat 70. XX w. wieżowca NOT-u. Mógł tak machać ręką, bo znowu jechaliśmy z prędkością ślepego kundelka wyprowadzającego na spacer dziewięćdziesięcioletnią panią – Podniosą go o dwa piętra i będzie gotowy!
– Nie będzie. Od 1990 roku słyszę, że będzie – odparłem. – Był nawet jakiś amerykański architekt, który chciał z niego zrobić coś w rodzaju wieżowca Chryslera w NYC. Też nie wyszło. Chyba komuś na tym zależy.
– Eee, daj pan spokój.
No i tak jechaliśmy przez całe miasto. Na zakręcie od Basztowej w Dunajewskiego musieliśmy zwolnić, bo od upału znowu chyba się szyny tramwajowe wygięły, jak co roku. Jakoś tam mój taksówkarz który jest szczęśliwy że się buduje, wylawirował.
Kiedy wreszcie wysiadałem, powiedział zmartwiony:
– Pan to chyba nie lubi Pana Prezydenta.
– Nie lubię. Choćby dlatego, że ostatnio Najwyższa Izba Kontroli wzięła się za gigantyczne sumy wydane na promocję Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Krakowie, o których od początku było wiadomo, że ich nie będzie. Za te miliony wydane nie wiadomo komu, i pan i ja zapłaciliśmy z własnych kieszeni. Ale pan i tak na niego będzie głosował.
– No pewnie! Coś się ruszyło w mieście!
Tomasz Kowalczyk