Tekst alternatywny

Lis vs. Keaton

Lis vs. Keaton

Dawno temu, kiedy jeszcze internet w Polsce raczkował i w związku z tym zdarzało mi się patrzeć w telewizor, obejrzałem film dokumentalny o jednym z geniuszy epoki kina niemego. Ten pan nazywał się Buster Keaton i nawiasem mówiąc zawsze uważałem go za znacznie wybitniejszego twórcę niż takiego Charlie Chaplina, choć to oczywiście tylko mój osobisty pogląd.

Buster nakręcił kiedyś film, komedię slapstickową rzecz jasna, której akcja dzieje się w czasach prehistorycznych. Tytułu nie pamiętam, ale to pamiętam, że było tam dwóch jaskiniowców, którzy wynaleźli baseball. Mianowicie walczyli ze sobą; jeden uzbrojony w drewniany kij, a drugi w kamień. I ten drugi rzucił kamieniem, kamień trafił w kij, odbił się i rzucającego trafił w łeb, zwalając go z nóg. Podobno Keaton kręcił tę sekwencję kilkadziesiąt razy pod rząd bez powodzenia, aż wreszcie się udało i kamień poleciał tam gdzie powinien. Dziś załatwiono by sprawę efektami komputerowymi, ale były to lata 20. i wszystko na ekranie musiało dziać się naprawdę.

Przypomniał mi się ten filmik po słynnym artykule w „Newsweeku”. To trochę odleżana już sprawa, ale wracam do niej, bo ledwie parę dni temu rozmawiałem z pewnym moim znajomym o poglądach, nazwijmy to, lewicowo liberalnych. Jest to młody (młody, bo młodszy ode mnie) postępowy człowiek który ma smartfona, a zarazem jako inteligent należy do wymierającej już klasy ludzi czytających regularnie „Tygodnik Powszechny” (dla niezorientowanych – to takie czasopismo w stylu „Krytyki Politycznej”). Zwykle, jeśli zaczynamy dyskutować o polityce, to się strasznie kłócimy. Tym razem było inaczej. Jeszcze parę tygodni temu kolega mruczał pod nosem że na wybory prezydenckie nie pójdzie. Bo na Bronisława nie zagłosuje, że to obciach i takie tam, no i że on nie widzi kandydata na poziomie. Ale ostatnio się zmieniło. Ze zwieszoną głową (on ma taki sposób mówienia, kiedy mówi zawsze patrzy w podłogę) powiedział mi:

– Tomek, wiesz co… Ja jednak zagłosuję. Na tego twojego Dudę.

– A cóż ci się stało? – zawołałem zaskoczony.

– No bo przeczytałem w „Newsweeku”, że on był w Unii Wolności. I jeszcze Kornhausera ma za teścia, a to przecież Żyd, prawda?

Odpowiedziałem mu, że istotnie, przynajmniej wedle mojej wiedzy Julian Kornhauser to polski Żyd. Stanisław Barańczak zdaje się też był Żydem; co do Adama Zagajewskiego nie mam wiedzy. Natomiast, po nazwisku sądząc, poseł PO Adam Szejnfeld to również polski Żyd i że go bardzo cenię.

– Za co? – z kolei zdziwił się kolega.

– Za to, że zwalcza stereotypy – odparłem. – Istnieje taki stereotyp, wedle którego wszyscy Żydzi są niesłychanie inteligentni. I tacy jak Kornhauser czy, dajmy na to, Wildstein ten stereotyp potwierdzają. A Szejnfeld, kiedy tylko się odezwie, skutecznie stereotyp obala.

Jak Państwo widzicie, antysemicka nagonka Tomasza Lisa odbiła się rykoszetem, zupełnie jak w tym starym czarno-białym filmiku sprzed prawie stu lat. Lis oberwał od Keatona.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small