Tekst alternatywny

Ludzie – myszy

Ludzie – myszy

W lipcu 2013 roku napisałem krótki tekst na temat incydentu do którego doszło na Ukrainie podczas wizyty, którą składał tam ówczesny prezydent Polski Bronisław Komorowski. Komorowski został zaatakowany przez jakiegoś młodego ultra – nacjonalistę ukraińskiego za pomocą jajka. Nic mu się nie stało. Jajkiem trudno kogoś zabić, chyba że utkwi w przełyku, powodując zadławienie. Trochę to było komiczne, ale jednocześnie poważne, pokazujące bowiem bezradność i brak profesjonalizmu funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Pisałem m.in.:

„Prezydent Kwaśniewski został kiedyś faktycznie obrzucony jajkami, ale wtedy rzucali Polacy z Ligi Republikańskiej, więc, można rzec, była to nasza wewnętrzna sprawa. Prezydent Komorowski został zelżony podwójnie. Po pierwsze – podczas jego wizyty nie towarzyszył mu prezydent Ukrainy. W systemie parlamentarno-prezydenckim naturalnym partnerem do rozmów z prezydentem państwa ościennego jest nie premier, a prezydent wizytowanego kraju. Po drugie – cios zadany jajkiem przez ukraińskiego nacjonalistę. Mogą sobie różne polskie organizacje rzucać w Komorowskiego czym popadnie, ale zwykły obywatel nie może patrzeć spokojnie, jak w prezydenta Polski czymkolwiek rzuca cudzoziemiec. Czy nam się to podoba czy nie (mnie się nie podoba), Bronisław Komorowski symbolizuje majestat Rzeczypospolitej Polskiej. To jajko ukraińskiego gówniarza obsmarowało nas wszystkich (…)”.

Jak z powyższego widać, nie będąc zwolennikiem (uchowaj Boże!) Komorowskiego, jednocześnie oburzałem się, że doszło do zagrożenia – było nie było – głowy państwa.

Tym właśnie Czytelnicy i moja skromna osoba różnimy się od tłuszczy porykującej z wypadku – szczęście w nieszczęściu bez żadnych ofiar – limuzyny prezydenta Andrzeja Dudy. Każdy chyba widział screeny z obelgami życzącymi „śmierci w męczarniach” etc., zebrane przez internautów i wywieszone „na wieczną rzeczy pamiątkę” na Facebooku. Po prostu nie chce mi się o tym pisać, bo jest to tak obrzydliwe, że proza jakiegoś Edigeya czy Machejka, a nawet Olgi Tokarczuk jawi się przy tej epistolografii jako arcydzieło dobrego gustu.

Nie wiem, co się tam stało i czekam na wyniki śledztwa. Wydaje mi się, że niektórzy dziennikarze, także znajomi, jak Piotr Lisiewicz, trochę dramatyzują, dość jednoznacznie sugerując koncepcję nieudanego zamachu. A może – „pierwszego ostrzeżenia”. Oczywiście, jest to możliwe. Niemniej, gdy czytam wypowiedzi internautów twierdzących że taka opona, w takim samochodzie nie mogła pęknąć, bo to wszystko zrobione jest na poziomie technologii kosmicznej, to nachodzą mnie niejakie wątpliwości. Wahadłowiec „Columbia” ze swojego ostatniego lotu też miał wrócić cały, zwłaszcza, że środki bezpieczeństwa były wzmożone po 11 września 2001 r. A jednak wrócił we fragmentach, bo jedna płytka ceramiczna mu się obluzowała. Zdarza się. Nie chcę się jednak wymądrzać, nie jestem specjalistą. Poczekajmy na ich opinie.

Problemem jest KOD-owska dzicz. Zastanawiałem się długo, co by zrobić z KOD-em. Zupełnie tak jak tolkienowski Drzewiec zastanawiał się, co by zrobić z Sarumanem. Ostatecznie, by nie szerzyć języka nienawiści i nie nawoływać do przemocy, postanowiłem odwołać się do klasyki. Jest taki stary skecz Monty Pythona o ludziach, którzy postanawiają być myszami. Rzecz zrealizowana w konwencji parodii reportażu o tematyce społecznej, jak np. o narkomanii. Kolejni bohaterowie opowiadają, jak to się wszystko zaczyna – na początku niewinnie, bo przecież nikt normalny nie chce być myszą. Ale na imprezie dużo się wypiło i wtedy kolega zaczął częstować serem… więc się spróbowało. Potem ktoś popiskiwał… spodobało mi się i też zacząłem popiskiwać. Następnie oglądamy sekwencję krótkich wypowiedzi zwykłych przechodniów, zagadywanych przez reportera na ulicy, co sądzą o ludziach – myszach. Jeden z nich mówi spokojnie (cytuję z pamięci, ale mniej więcej tak to szło): – No cóż… Oni nie są winni temu że są, jacy są. Ale przecież coś trzeba zrobić… Więc, ja bym ich po prostu pozabijał.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small