Mądrość Barbary W. Tuchman
Jerzy Pilch opublikował kiedyś w tygodniku „Polityka” felieton zatytułowany „Głupota Susan Sontag”. Ponieważ nie mogę się wedrzeć do internetowego archiwum „Polityki” ani legalnie (bo bym musiał im płacić), ani nielegalnie (brak umiejętności hakerskich), to odtworzę początek tego felietonu z pamięci. Otóż Pilch natrząsał się tam z intelektualistów w rodzaju Sontag właśnie, którzy publicznie wszem i wobec oświadczają z dumą, że nie oglądają telewizji i w ogóle nie mają telewizora. Tyle, że jak przychodzi co do czego, to się nagle okazuje że o pewnych ważnych sprawach dowiedzieli się właśnie z rzekomo nieoglądanej telewizji, ot, tak; przypadkiem. Bo tak wypadło. I tak właśnie Susan Sontag dowiedziała się o ataku terrorystycznym na World Trade Center: siedziała akurat w pokoju hotelowym, tam akurat był telewizor, akurat go włączyła, no i się akurat dowiedziała.
Też nie oglądam telewizji i nie mam telewizora, ale przypadkiem włączyłem go o godzinie 13.30 w poniedziałek, 9 listopada 2015 r. i przypadkiem zobaczyłem konferencję prasową Beaty Szydło i Jarosława Kaczyńskiego, w trakcie której zaprezentowano skład nowego rządu. Osobiście całkiem mi ten rząd przypasował, pomijając może jednego gościa z Krakowa, który był rektorem szkoły wyższej, której główny budynek mieści się tam, gdzie kiedyś był rosyjski konsulat. No, ale trudno; rozumiem zobowiązania wynikające ze swoistej wewnętrznej koalicji.
Po owej konferencji zacząłem przeglądać swoje archiwum prasowe, blogi polityczne i tego typu rzeczy i tak sobie pomyślałem, że w ostatnich tygodniach głównym zajęciem mainstreamowych dziennikarzy jest rozpatrywanie podstawowego dla nich problemu, roztrząsanego na dziesiątki sposobów: dlaczego PO i – szerzej – ogólnie pojęty obóz III RP przerżnął wybory.
Wyjdę na przemądrzałego, trudno. O tym, że tak się stanie, pisałem w 2013 roku w felietonie „Głupota władzy”. Ten tytuł był parafrazą tytułu znakomitej książki amerykańskiej dziennikarki Barbary W. Tuchman „Szaleństwo władzy”. Jak napisałem w swoim felietonie: „Tytułowe szaleństwo można zdefiniować ogólnie jako niezrozumiałą tendencję licznych polityków do realizowania działań sprzecznych z ich własnymi interesami. Mimo głosów ostrzegawczych, z uporczywym zaślepieniem konsekwentnie brną naprzód, popełniając wciąż i wciąż te same błędy które wykończyły ich poprzedników – i nie rozumieją, że skończą równie marnie jak tamci.”
Następnie recenzowałem fragmenty „Szaleństwa…” ze szczególnym uwzględnieniem największych głupot dokonywanych w XV w. przez papieży doby renesansu, a zwłaszcza Aleksandra VI, czyli Rodrigo Borgii. Jego pontyfikat, nawet w katolickich leksykonach określany mianem „nieszczęścia dla Kościoła”, obfitował w morderstwa polityczne i skrajne wyuzdanie, co podsumowałem tak (idąc rzecz jasna za panią Tuchman, która pracowicie zebrała stosowne relacje z epoki): „Takimi wybrykami papieże renesansu, opierający się potrzebnej reformie Kościoła, zamieniający się w świeckich władców – podważyli autorytet chrześcijaństwa, zdetonowali reformację (po dziś dzień nie zabliźnioną ranę naszej religii), sprowokowali interwencje ościennych królów i niemieckiego cesarza, oraz opóźnili o blisko 400 lat zjednoczenie Włoch”.
Po czym opisałem jakąś obrzydliwą orgię; zapomniany już dzisiaj epizod z czasów władzy PO, do której doszło w wieczór wyborczy w 2011 r. w nieistniejącej już warszawskiej dyskotece Rich and Pretty przy ulicy Mazowieckiej. Opisów jedzenia sushi z ciała gołej hostessy i tego typu zabaw Czytelnikom oszczędzę. Tak się bawiła PO cztery lata temu i właśnie te opisy zachowań ludzi przekonanych, że teraz mają władzę i nikt im jej nie odbierze, w związku z czym pozwolić sobie mogą na wszystko skłoniły mnie do snucia skojarzeń z dworami papieży renesansu. I doszedłem do wniosku, że skoro władcy Polski są równie prymitywni, bezczelni i pewni swojej bezkarności – to skończą tak jak owi papieże. Co też się sprawdziło. A wyprorokowałem to następująco: „No to, droga Platformo, jesteśmy znowu w czasach Aleksandra VI, a dzień złupienia Rzymu przez protestantów się zbliża. Jak mówią sondaże, odejdziecie w przeszłość jak owi renesansowi papieże, tylko ileż szkód to za sobą pociągnie. Wyście nie tyle oszaleli, co ogłupieli od władzy. A świadczy o tym – oddajmy jeszcze raz głos Barbarze W. Tuchman – >>całkowite ignorowanie narastającego niezadowolenia rządzonych, prymat dbałości o wzrost własnej władzy i korzyści, złudzenie o niepodważalności osiągniętego statusu. Choć u papieży renesansu postawę taką zrodziła ówczesna kultura oraz otoczenie, to jest ona niezależna od czasów i powtarza się okresowo u tych, którzy sprawują rządy<<.”
Zacytowane zdania wieńczące książkę Tuchman należy powtarzać na okrągło Dominice Wielowieyskiej, Janinie Paradowskiej i innym dziennikarzom mainstreamu, którzy do dzisiaj głowią się nad odpowiedzią – jak to się mogło stać? Otóż właśnie mogło i się stało. Więcej nawet, musiało się stać. O czym wiedział nawet taki nic nie znaczący nudziarz jak ja, który jak Susan Sontag nie ma telewizora, ale czasem go włącza i to akurat wtedy kiedy trzeba. I mam nadzieję, że te zdania przeczytają też politycy Prawa i Sprawiedliwości i że będą pamiętać, że władza nie jest czymś danym raz na zawsze, ale czymś na co trzeba sobie zasłużyć i dzięki uczciwości, pracowitości i pokorze zdobywać ją co dnia.
P.S. – no, a żeby nie kończyło się pompatycznie, obejrzałem nowego Bonda. Warto.
Tomasz Kowalczyk