Takie tam… deliberacje…
Nie dajmy się skłócić
Wielu przeciwników zmian, jakie zachodzą w Polsce, nie szczędzi sił, żeby ponownie skłócić Polaków. Ostatnio nadarzyła się okazja, którą skrupulatnie wykorzystują. To projekt tzw. ustawy frankowej, którym posługują się do skonfliktowania kredytobiorców, czyli znaczącej części społeczeństwa. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego część prawicowych publicystów wpisuje się w te gierki i w swoich tekstach stara się wykazać wyższość kredytów we frankach nad kredytami w złotówkach. Mozolnie próbują udowodnić, że frankowicze zyskali, bo oprocentowanie było niższe od kredytów złotowych, bo LIBOR, bo WIBOR itd. Nie wiem, czemu te wyliczanki mają służyć, bo na przestrzeni lat, przy zmieniających się kursach walut i oprocentowania, każdą tezę można udowodnić. Przypomina się śp. Jan Tadeusz Stanisławski, który z powagą rozprawiał o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia. Ale prawda jest tylko jedna i tu pozwolę sobie zaprzeczyć słowom śp. ks. Józefa Tischnera – ponieważ banki pożyczały franki, wcale tych franków nie mając, kredyt był nielegalnym instrumentem finansowym, tak jak nielegalne były spready. „I to by było na tyle, co i na przodzie!”.
Ryszard Kapuściński
Źródło: Gazeta Polska Codziennie