O „Resortowych dzieciach” i lisiej wściekliźnie
Obejmując władzę, cesarz Kaligula miał 25 lat. Bardzo się Rzymianom podobało, że rządzić będzie człowiek młody; oczekiwano odmiany i poprawy po surowych rządach starego, podejrzliwego i rozpustnego Tyberiusza. Kaligula rzeczywiście wystartował przykładnie. Między innymi nakazał publicznie spalić sterty donosów i rozmaite akta procesów wytoczonych z przyczyn politycznych, oraz oświadczył, że żadnych donosów przyjmować w ogóle nie będzie. Tyle że nieco później okazało się, że spalono tylko jakieś szpargały, a donosy się zachowały i procesy ruszyły wobec tego w najlepsze. Albowiem, czego nauczył nas wiek XX i XXI, archiwa nie płoną. A jednak wielu ludzi ciągle sądzi że jest inaczej, tak w starożytnym Rzymie jak i dziś.
Przypomniała mi się ta historia w związku z paniką, która wybuchła w mainstreamie po publikacji książki Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza „Resortowe dzieci. Media”. Ta książka to niewątpliwie jedno z najważniejszych wydarzeń mijającego, 2013 roku. Choć niewątpliwie Towarzystwo uważa za wydarzenie ważniejsze fakt, że w pociągach relacji Warszawa – Kijów można wypożyczać na czas podróży książki najwybitniejszych polskich autorów, wśród nich np. Adama Michnika. (Ktoś jednak trafnie zauważył, że dzieła Michnika należałoby wciskać za karę, za jazdę bez biletu). Tak na marginesie dodam, że „Dzieła Wybrane” Michnika w siedmiu tomach można kupić w necie za 99,99 zł. „Dzieła Wybrane” Włodzimierza Lenina natomiast, w eleganckim wydaniu z 1949 r. udało mi się namierzyć za cenę dziesięciokrotnie niższą, tj. 9,99 zł. Rachunek jest prosty, a ja osobiście wolę czytać oryginały niż podróbki.
Tomasz Lis, jeden z bohaterów „Resortowych dzieci”, na antenie radia TOK FM w piątkowy (27 grudnia) poranek strasznie się zezłościł. Mawiamy w takich sytuacjach kolokwialnie, że ktoś się wściekł. Otóż lisom wścieklizna się przytrafia tak samo jak i psom i dlatego u nas, w Małopolsce, od czasu do czasu zrzuca się z awionetki krążącej nad Puszczą Niepołomicką pakiety z takim czymś, żeby lisy to zeżarły i się nie wściekały i nie toczyły piany z pyska. Widoczne na Mazowszu tego nie robią no i mamy medialne skutki. Prowadzący ten uroczy poranek Jacek Żakowski się nie wściekł. Ale to jest poważny intelektualista, który rozmawiał kiedyś ze śp. ks. prof. Józefem Tischnerem (ja zresztą też, ale ja nie jestem Autorytet). Żakowski stwierdził nawet, że sprawdzenie rodowodów znanych dziennikarzy i ludzi mediów jest w bardzo amerykańskim stylu. Aczkolwiek nakazał, by go zalepić na okładce i zapowiedział, że będzie pozywać. Niejaki Lisicki stwierdził dzisiaj (30 grudnia) że on Żakowskiego rozumie, popiera i życzy powodzenia. To informacja dla osób czytujących tygodnik Lisickiego. Za to prawdziwy Lis, a nie jakiś tam zaledwie Lisicki, stwierdził: Gdybyśmy powiedzieli, że polska prawica staje się zakładnikiem swojej ekstremalnej części, tobym się zgodził. Natomiast lustrowanie amerykańskich polityków czy dziennikarzy? To się w pale nie mieści! A u nas to co wyprawiają, nie waham się użyć określenia, żule z prawicowego lumpeksu, to u nas to jest w okolicach mainstreamu.
Po tej mowie miłości red. Lisa odszukałem stare nagranie audio, które krąży jeszcze po sieci i można je znaleźć tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=WVzoocILgz4 Pokazuje ono, w jaki sposób red. Lis traktuje swoich podwładnych i jakim językiem wydaje im polecenia. Z drugiej strony, wiemy że Lis potrafi być grzeczny i układny dla przedstawicieli Partii i Rządu. I stąd moje skojarzenie z Kaligulą. Nie chodzi tylko o to, że archiwa nie płoną, ale i o samą osobowość wulgarnego krytyka „Resortowych dzieci”. Kaligula był zakładnikiem Tyberiusza w jego willi na Capri, gdzie podlizywał się wszystkim i uczestniczył w najdzikszych orgiach. Potem został cesarzem i okrutnym tyranem. Mówca Passjenus podsumował to tak: „Nie było nadeń lepszego niewolnika ani gorszego pana”. O iluż dziennikarzach można powiedzieć to samo.
Tomasz Kowalczyk