Ostatni dzwonek
Do dzisiejszego Zachodu pasuje jak ulał zdanie Lenina na temat kapitalistów: „Niczego nie zrozumieli i niczego się nie nauczyli”. Na marginesie zamachu w Paryżu już leje się nieprawdopodobny potok bzdur, którego głównym celem jest zaciemnienie sprawy i nienazwanie istoty problemu. Winowajcą okazuje się społeczeństwo, które odrzuca obcych, czy panujące bezrobocie, które jednak nie zapobiega szturmowaniu wrót Europy przez ochotników z całego Trzeciego Świata.
Mimo dziesiątków lat porażek trwa iluzja, że propagując wielokulturowość, uda się oswoić islam i asymilować przybyszów z innego kręgu kulturowego w postindustrialnym społeczeństwie.
I nie pomagają dowody, że żadnej asymilacji nie ma, a kolejne pokolenia urodzone i wychowane na Zachodzie coraz słabiej się asymilują i coraz bardziej nienawidzą świata, w którym żyją. Gardzą jego systemem antywartości, coraz mniej boją się jego struktur. Przecież nawet w wypadku zbrodni ryzyko jest niewielkie. Jeśli się kulturalnie poddadzą, dostaną umiarkowany humanitarny wyrok (kary śmierci nie ma) i jak mordercy z Madrytu wyjdą na wolność szybciej, niż w pełni porosną trawą groby ich ofiar z hiszpańskiego metra.
Różnice światów najdobitniej wskazuje cel zamachu – skandalizujący, ateistyczny tygodnik satyryczny. Gdyby chrześcijanie kierowali się podobnymi zasadami, nasz Palikot dawno byłby ukamienowany, a Urban spłonął na stosie…
Najbardziej przerażające jest, że nie ma żadnych efektywnych wniosków, nawet pani Le Pen wyraża się oględnie, żeby nie zrazić elektoratu. I choć wszyscy mówią, że jest wojna, dopuszczają wyłącznie użycie środków pokojowych.
Co się jeszcze musi zdarzyć, aby Zachód wyzwolił się z obłędu własnych złudzeń, zrezygnował z poprawności politycznej na rzecz realnych działań?! Póki nie jest za późno. Póki ulice nie spłyną krwią podrzynanych gardeł, a jakiś Mustafa Ben Ali nie zasiądzie w Pałacu Elizejskim!
A przecież kiedyś, kiedy Zachód był jeszcze Zachodem świadomym swojej przewagi nad światem – cywilizacyjnej, technologicznej i kulturowej – problem dałoby się rozwiązać. Jak? Znalazłyby się środki twarde i miękkie. Od przywrócenia bezwzględnej kary śmierci za terroryzm, po natychmiastową rezygnację z „socjalu”, zwłaszcza dla matek wieloródek, rodzących przyszłych oprawców swoich dobroczyńców.
Deportacja wszystkich nielegalnych emigrantów. Weryfikacja tych legalnych pod kątem akceptacji systemu Republiki, nauki języka, poznawania kultury.
W perspektywie paru lat bezwarunkowy proces adaptacyjny „beżowych Francuzów” jako warunek awansu. Wzmocnienie roli religii chrześcijańskiej.
Brzmi okropnie, wstecznie, bezprawnie. Ale trwa wojna! A prowadząc wojnę w celu jej wygrania, a nie tylko markowania, nawet demokracja amerykańska zdecydowała się na obozy dla Azjatów, na ograniczenie praw obywatelskich.
Muzułmanie od pewnego czasu zupełnie bezpodstawnie oskarżali Zachód o zamiary krucjaty. Może pora wreszcie ją zacząć!
Marcin Wolski