Po co nam coś?
Przeczytałem niedawno na portalu Niezależna.pl, że wokół Warszawy ma zostać wybudowana duża obwodnica. Jak tam w owym artykule stoi (zachowuję oryginalną pisownię tekstu, którego autor najwyraźniej bardzo się spieszył): „Duża obwodnica warszawy będzie miała kształt koła i roboczo nazywana jest trasa A50. Ten tzw. >>ring warszawski<< ma powstać w odległości ok. 30-50 km od stolicy. Do budowy ringu od południa może zostać wykorzystana droga krajowa nr 50, a od północy włączony zostanie planowany odcinek drogi ekspresowej S10”. Wedle wstępnych szacunków zadanie ma być wykonane do 2027 roku, a jego koszt oblicza się na ok. 15 miliardów złotych.
Jeden z komentatorów szyderczo napisał (tu znów pisownia oryginalna): „PO co czereśniakom z warszawki – Duża Obwodnica-Okrężnica ? To megalomania , przecież jest takie cUś w Berlinie . To pisałem ja – /-/ omc Berełe Lewartow z portretu” .
Jest to słuszna interpretacja, odwołująca się do przedwyborczej retoryki obecnego prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego (albo Czaskoskiego, bo wymowa jego nazwiska zależy od prawdy etapu i w którym właściwie mieście startuje). Otóż, jak zapewne Państwo pamiętacie, pan Trzaskowski w kampanii przed wyborami samorządowymi stwierdził, że: „Mamy gigantomanię PMM, który proponuje lotnisko w szczerym polu. W Berlinie udało się po latach, i będziemy mieli lotnisko, które..no trudno będzie z nim konkurować. Mamy Okęcie, mamy lotnisko w Modlinie, i to absolutnie Warszawie wystarczy”. Jednym słowem, po co nam Centralny Port Komunikacyjny, skoro będzie nowy – w Berlinie. Co prawda jego budowę rozpoczęto w 2007 roku i według planów pierwsze samoloty miały z tego portu wystartować jesienią roku 2011. Jak widać, nawet nadludzko precyzyjni i nieludzko miłosierni Niemcy też potrafią coś, za przeproszeniem, spieprzyć. Z Żydami do końca im nie wyszło, podobnie ze Słowianami, ale żeby spieprzyć port lotniczy?
W każdym razie, podążając za słowami prezydenta Trzaskowskiego przygotowałem krótką ściągę dla działaczy jego ugrupowania politycznego. Może porozsyłam im to SMS-ami.
– Po co nam port lotniczy, skoro będzie (kiedyś) taki w Berlinie?
– Po co nam obwodnica Warszawy, skoro mają takie Berlin i Moskwa?
– Po co nam złotówka, skoro jest euro?
– Po co nam Mickiewicz i Słowacki, skoro jest Goethe i Puszkin?
– Po co nam język polski, skoro po angielsku można się rozmówić na całym świecie?
– Po co nam Polska, skoro jest Unia Europejska?
– Po co nam azot w powietrzu, skoro można oddychać mieszanką helowo-tlenową?
– Po co nam Ziemia, skoro planet w Galaktyce jest od cholery i trochę?
Po przyjęciu i wdrożeniu tych zasad spełni się wreszcie marzenie pana Krzysztofa Kononowicza: „Żeby nie było niczego!”.
Tomasz Kowalczyk