Wrzutka
Po pandemii
Wiele wskazuje, że nękająca nas pandemia zmierza z wolna ku końcowi. Spada liczba nowo zarażonych, mniej jest zgonów, pustoszeją szpitale, a respiratory wracają do magazynów. Zaszczepieni i ozdrowieńcy zaczynają wpływać na odporność stadną i miejmy nadzieję, że ewentualna czwarta fala nie przyniesie katastrofalnych efektów. Coraz częściej za to zadajemy sobie pytanie: co po pandemii? Próbujemy tworzyć prowizoryczny bilans strat i zysków. Bo są takowe. Z pewnością niebywale zyskały Chiny – nawet jeśli nie były sprawcą zarazy (na co coraz więcej wskazuje), zaimponowały dyscypliną w zwalczaniu epidemii i wykorzystały czas, aby przesunąć się do przodu w globalnym wyścigu mocarstw. Nie sprawdziły się niestety prognozy o ozdrowieńczych impulsach i powszechnej refleksji, która miała spłynąć na świat. Nie stracił wielki biznes – może poza sektorem turystycznym, który, mam wrażenie, szybko się odbuduje – nie zbankrutowały, choć powinny, banki – podobno nawet skorzystały. Biurokratyczne struktury Unii, choć wykazały kompletną niesprawność, przyśpieszyły swoje federalistyczne zapędy i już niedługo zaczniemy tęsknić za demokracją i partnerstwem w byłym RWPG. Problem imigrantów przygasł na krótko i obecnie wybucha ze zdwojoną siłą. Osłabł i tak ledwie zipiący Kościół – choć dawniej lęk i bezradność napędzały mu klientelę. Wzmocniły się wszystkie złe tendencje społeczne – rozluźniła dyscyplina, do głosu doszły nastroje anarchistyczne. W USA lewactwo wygrało ze zdrowym rozsądkiem. Nikt nie wie, jaką wyrwę edukacyjną u nas wywoła rok praktycznie bez nauki, a relacje koleżeńskie ostatecznie unicestwi kultura smartfona. W demografii – lawiny zgonów nie zrównoważyła żadna wzmożona dzietność (przypuszczałem, że zamknięci w czterech ścianach ludzie zaczną się intensywniej rozmnażać), okazało się, że nic z tego. Najbliższe miesiące pokażą, ile zjawisk miało charakter czasowy, a ile komplikacji pocovidowych pozostanie w nas na zawsze.
Marcin Wolski