Proszę Państwa, czy w Polsce skończył się komunizm?
Bardzo lubię powieści historyczne Roberta Gravesa z niezapomnianą „Ja, Klaudiusz” na czele. Dawniej jednak w owych opowieściach z czasów antycznych mocno irytowały mnie stosowane nagminnie przez autora anachronizmy. Pisząc o czasach starożytnego Rzymu nie stosował pojęcia „Germanie”, lecz „Niemcy” (podczas gdy w I w. AD nie było jeszcze żadnych Niemców). Zamiast „Galowie” pisał „Francuzi” (nie było wtedy Francuzów). I tak dalej; aż dziw, że przechodziło mu przez pióro słowo „Rzymianie”, bo będąc konsekwentnym winien pisać o „Włochach”.
Dopiero później dowiedziałem się, że Graves tworzył te swoje opowieści w latach trzydziestych, siedząc w chałupie na Majorce, co dawało mu możliwość przypatrywania się z prowincjonalnego ubocza wydarzeniom wstrząsającym Europą. Z tego – przepraszam za określenie – śródziemnomorskiego zadupia doskonale widział narodziny w Niemczech nazizmu, dojście do władzy Hitlera i w przeciwieństwie do wielu europejskich polityków rozumiał, do czego może to wszystko doprowadzić. I dlatego „Ja, Klaudiusz” jest ukrytą pod starożytnym kostiumem opowieścią o upadku demokratycznej republiki i nastaniu władzy absolutystycznej. I dlatego, by być lepiej zrozumianym, Graves pisał o Niemcach, a nie o Germanach. By sadzić takie uniwersalne spostrzeżenia, jak na przykład: „Niemcy, kiedy szczęście im sprzyja, to najbardziej zuchwały i chełpliwy naród na świecie. Raz jednak pokonani, zamieniają się w nikczemnych tchórzów. Nigdy nie ufaj Niemcowi, kiedy się do niego choć na chwilę odwrócisz plecami, a nigdy się go nie lękaj, kiedy staniesz z nim twarzą w twarz” (przekł. S. Essmanowski).
W Polsce po roku 1989 niby to skończył się komunizm. Tak w każdym razie uważaliśmy wtedy i tak podsumowała to znana i sympatyczna skądinąd aktorka Joanna Szczepkowska, w Dzienniku Telewizyjnym 28 października tegoż roku wypowiadając słowa, które przeszły do historii: „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”. Była to opinia zdecydowanie przedwczesna i później wielokrotnie pokpiwano ze Szczepkowskiej, szczególnie w 1993 r., gdy do władzy doszedł Sojusz Lewicy Demokratycznej z Polskim Stronnictwem Ludowym pospołu i w 1995, gdy prezydentem wybrany został komunistyczny aparatczyk Aleksander Kwaśniewski.
Byli wówczas w naszym kraju tacy Gravesowie, którzy, by jasno być zrozumianymi, zamiast „Germanie” mówili wprost: „Niemcy”. Jakie SLD, jaka socjaldemokracja? Przecież to komuchy z PZPR, tyle że pod inną nazwą. I jakie PSL? PSL skończyło się, kiedy Mikołajczyk musiał uciekać z Polski, a teraz mamy ZSL, który tylko zmienił szyld.
Niestety, nie wszyscy ich słuchali i czerwony upiór zamaskowany terminologicznie straszył i gnębił nas jeszcze przez długie lata.
W chwili gdy piszę te słowa Internet publikuje niemal kompletne już dane z PKW dotyczące wyborów prezydenckich. Patrząc na osiągi najważniejszych kandydatów – Dudy, Komorowskiego i Kukiza – niekoniecznie dostrzegamy, jaką klęską skończyły się próby kandydowania upiorów, występujących w barwach partii udających że nie są partiami peerelowskimi. Okazuje się, że czerwony upiór zamaskowany pod postacią bardzo ładnej dziewczyny w bardzo drogich sukienkach osiągnął wynik 2,42 proc. głosów. Upiór z ZSL uzyskał 1,7 proc. Prowokatorzy, zapewne sponsorowani przez swoich moskiewskich przyjaciół, kręcą się w rejonach jednego – trzech procent. Czy Polacy przejrzeli na oczy, czy też ubecko-milicyjne pokolenie po prostu z biologicznych powodów się wykrusza? Czy 10 maja 2015 roku nareszcie skończył się w Polsce komunizm?
Tomasz Kowalczyk