Tekst alternatywny

Reagan potrzebny od zaraz

Reagan potrzebny od zaraz

Długi weekend ma tę miłą właściwość, że prócz włóczęgi po kraju daje możliwość spokojnej lektury książek, których się jeszcze nie zdążyło poznać. I tak, między zwiedzaniem to skansenu, to starych kościołów, sięgnąłem po opasły tom „Ronald Reagan i obalenie komunizmu”, autorstwa prof. Paula Kengora.

Książek o czterdziestym prezydencie USA powstało bardzo wiele, ale ta jest wyjątkowa ze względu na silnie akcentowany wątek przyjaźni Reagana do Polski. Stąd nawet podtytuł – „Zbliżenie na Polskę”. Autor miał bowiem możliwość dotarcia do wielu dokumentów odtajnionych dopiero po roku 2000, dotyczących spotkań ze św. Janem Pawłem II, pomocy dla podziemnej Solidarności itp. Jednak nie o polonikach chcę pisać.

Z całej książki Kengora wyziera podziw dla Ronalda Reagana jako męża stanu. Kim jest mąż stanu? – pyta autor. To ktoś, kto wie co jest najlepsze dla jego kraju i robi to. Reagan już od lat 60. wiedział co jest najlepsze nie tylko dla USA, lecz całego świata – obalenie komunizmu. Nie osłabienie go, nie modernizacja – co proponowali tzw. realiści, ale właśnie obalenie. Nie za sto lat, ale teraz.

Reagan, człowiek głęboko religijny, uważał siebie za narzędzie Boga, a swoją działalność za krucjatę w imię wolności. Jego niezachwiana pewność siebie budziła strach w Moskwie, niechęć w państwach Europy Zachodniej (sądzących że ład pojałtański jest ustalony raz na zawsze), a nawet silne opory wśród waszyngtońskich współpracowników. Prezydent nie dążył do wzniecenia III wojny światowej, co często zarzucała mu nie tylko komunistyczna propaganda. Wyczuł, co jest piętą achillesową sowietów – niewydolna, komunistyczna gospodarka. Uderzył nie rakietami, lecz ekonomicznie. Program tzw. wojen gwiezdnych, czyli stworzenia tarczy antyrakietowej nad terytorium USA miał charakter defensywny, a jednak sowietów przeraził. Wiedzieli, że muszą – stosując równowagę sił – odpowiedzieć tym samym. A na to nie mieli ani technologii, ani pieniędzy.

Prezydent odkrył też prawdę, którą dzisiaj, ze zdumieniem odkrywają na nowo żałośni politycy tzw. Zachodu – że ZSRS (a dzisiaj Rosja) nie potrafi wytworzyć żadnego – prócz broni i rakiet – towaru, mogącego stać się konkurencyjnym na światowych rynkach. Jedyny masowy produkt eksportu to surowce naturalne, ropa i gaz. Reagan już od pierwszej swojej kadencji blokował rozbudowę gazociągów prowadzących na Zachód Europy, ku wielkiej niechęci tamtejszych rządów i politycznych idiotów. Podczas drugiej kadencji dogadał się z Arabią Saudyjską, która zgodziła się na kolosalne zintensyfikowanie wydobycia ropy. Saudyjska nafta zalała w efekcie światowe rynki, ceny paliw poleciały na łeb, na szyję. To był gwóźdź do trumny sowieckiej gospodarki – wysechł strumień twardej waluty. W efekcie dyktator NRD, Erich Honecker, który jeszcze w 1987 r. pewnie głosił, że mur berliński będzie nadal stał i za sto lat, już dwa lata później musiał salwować się ucieczką do Moskwy, a z muru pozostało trochę kawałków zabytkowego betonu. Reagan dopiął swego – obalił komunizm, co jeszcze kilka lat wcześniej uchodziłoby za fantastykę i to niekoniecznie naukową.

W tym roku minęło dziesięć lat od śmierci największego prezydenta USA i jednego z największych mężów stanu w całej historii. I trudno się powstrzymać od wrażenia, że historia się powtarza i że wróciliśmy do końcówki lat 70. minionego wieku. Na wschodzie agresywne mocarstwo na glinianych gospodarczo nogach dokonuje inwazji na inny kraj. Wtedy był to Afganistan, dzisiaj Ukraina. Prezydent tego mocarstwa twierdzi, że upadek ZSRS był największą katastrofą stulecia, ale że on odbuduje imperium. To imperium zła, o którym mówił Reagan.

W Europie Zachodniej rządzą polityczni idioci, którzy na pewno nie będą umierać za Kijów. A nawet jeśli Rosja i ich napadnie, to wyrecytują hasło swoich lewackich ojców – lepiej być czerwonym niż martwym. Na razie kupują raźno rosyjską naftę i gaz. Konsorcjum zachodnich banków pożycza rosyjskiemu Łukoilowi 1,2 mld. dolarów. Francuzi sprzedają Rosji okręty.

W Polsce rządzi taki jakby Gierek; z tą różnicą, że przy zadłużeniu jakie nam zafundował, to gierkowskie, dawno już spłacone, to była pestka. Telewizja jest kolorowa, jak wtedy, tylko propagandy prorządowej ciut w niej więcej. Władze pilnie dbają o ochronę i konserwację pomników i cmentarzy sowieckich najeźdźców.

W Waszyngtonie czwarty z kolei następca Ronalda Reagana dostaje pokojową Nagrodę Nobla. Tak na zachętę, bo niczego jeszcze w kierunku utrwalania pokoju nie zdążył zrobić. A potem snuje posthippisowskie marzenia o świecie bez broni jądrowej. Reagan też chciał takiego świata, tyle że stawiał twarde warunki: niech oni się rozbroją, to i my się rozbroimy. Ostatnio prezydent Obama przyjmuje inny ton i jest twardszy w wypowiedziach na temat Rosji. A jak mówi, to mówi. I co? I nic. Kiedy zakończy swoją drugą kadencję, okaże się, że to bynajmniej nie Jimmy Carter, też laureat Nobla, był najgorszym prezydentem USA. Ale po Carterze przyszedł Reagan. Nie śledzę bliżej zmian na amerykańskiej scenie politycznej, ale pomarzyć można, że historia powtarzać się będzie nadal i w Białym Domu znowu zasiądzie ktoś wielki, kto przypomni, kim jest mąż stanu. I buńczuczne podrygi Putina okażą się podrygami ostatnimi.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small