Tekst alternatywny

Skąd oni są?

Skąd oni są?

Popatrzmy: Joanna Schmidt, Monika Rosa, Joanna Scheuring-Wielgus, Paulina Hennig-Kloska, Ewa Lieder, Katarzyna Lubnauer, Ryszard Petru – i można by tak ciągnąć. Nie należy wyśmiewać się z nazwisk, wiem o tym. I nie jestem narodowcem. Na studiach miałem kolegę, który nazywał się Miller. Bynajmniej nie był krewniakiem Millera z SLD. Był to krakus z dziada pradziada, jak to się mówi. Prawdopodobnie któryś z jego przodków nazywał się Müller, był oficerem CK Monarchii, albo urzędnikiem, i się w Krakowie zadomowił, postanawiając zostać Polakiem. Ten mój znajomy Miller był nawet bardziej prawicowy i bardziej germanofobiczny niż ja.

W wydanym w połowie lat dziewięćdziesiątych zbiorze felietonów prasowych „Lube czasy” Stanisław Lem opisał taką  historyjkę: „Byłem niedawno na Karmelickiej, by zrobić kserokopie paru artykułów. Kseroks sąsiaduje tam z bębnem służącym do palenia kawy. Zapach natychmiast przywołał w mojej pamięci lwowską ulicę Szopena z zakrętem w stronę Brajerowskiej, gdzie też była palarnia kawy i miła woń rozchodziła się po okolicy. Podobno ta część staromózgowia, tak zwany hippokamp, gdzie zakodowane są ślady węchowe, należy do najstarszych”.

Pewnie tak. Kilka lat temu, podczas włóczęgi po Beskidzie Sądeckim musiałem przejść przez tory kolejowe. To było chyba w Rytrze. Upał jak cholera, drewniane podkłady wydawały zapach smoły, czy czym tam one są impregnowane. Ten zapach błyskawicznie przeniósł mnie do Gdańska i ujrzałem wujka Heńka, zegarek-zabawkę kupiony na odpuście i poczułem smak cytrynady pitej z foliowej torebki. Nie zdawałem sobie sprawy, że takie rzeczy mózg potrafi utrwalić – proste wspomnienie pięciolatka. A jednak.

Są rzeczy, które normalnie wychowywany człowiek ma tak głęboko zakodowane w swojej podświadomości, że wypowiada je odruchowo. Nie ma tutaj możliwości przejęzyczenia się. Można się przejęzyczyć w zwyczajnej rozmowie, ale na widok jakiegoś strasznego wypadku odruchowo wołamy „Jezus, Maria!”, a nie, na przykład „Jezus, Matylda!”. I każdy z nas, zapytany ile jest biblijnych przykazań, odpowie automatycznie że dziesięć (niektórzy dodają jeszcze jedenaste – nie mieszaj), a nie siedemdziesiąt pięć. I tak odpowie także i niewierzący, ale wywodzący się ze zwykłej, polskiej rodziny.

To jest efekt wychowania od dziecka w tradycji. Skąd biorą się więc ludzie, którzy Trzech Króli potrafią przejęzyczyć na Sześciu Króli, albo dorzucić do orszaku tychże Trzech Króli Belzebuba? Gdzie oni się wychowali, w jakich rodzinach? Czego ich tam nauczono? Z jakiego niebytu wyleźli, by pełnić stanowiska posłów, skoro wcześniej nie byli nawet radnymi dzielnicy?

„Gdzie oni są?” – śpiewał śp. Grzegorz Ciechowski w superprzeboju grupy Republika „Biała flaga”.  Otóż są w sejmie, ale skąd się wzięli? – nie wiem.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small