Tekst alternatywny

Szanuje się tego, kto sam siebie szanuje

Szanuje się tego, kto sam siebie szanuje

W Wojnie Obronnej Polski w 1939 r. brały udział oddziały polskich Tatarów. Podobno nasi muzułmanie ponosili procentowo największe straty spośród wszystkich formacji polskich, bijących się we wrześniu i w początku października. Dlatego tak duże, że gdy dostawali rozkaz uderzenia na Niemców, to uderzali, nie oglądając się na nic; połowę ich kosiła niemiecka artyleria, ale kiedy ocalała druga połowa dopadała wroga, zaczynała się rzeź. Niemcy panicznie się ich bali. Tatarzy, wyznawcy islamu, zaciekle bronili swojej ojczyzny – Polski.

Największy z naszych malarzy historycznych, Jan Matejko, po ojcu był Czechem, a po matce w zasadzie Polako-Austriakiem (jeśli tak można powiedzieć). Gdy studiował w Akademii w Monachium, namalował pierwszy swój duży obraz historyczny, przedstawiający króla Jana Kazimierza, gdy ten w 1655 r., w czasach „Potopu”, spogląda z murów klasztoru kamedulskiego na Bielanach na Kraków, oblężony przez Szwedów. Obraz spotkał się z wielkim uznaniem niemieckich profesorów. Jeden z nich powiedział jednak młodemu malarzowi, że scena nabrałaby więcej dramatyzmu, gdyby król klęczał. Polak w pierwszym pokoleniu odburknął: – Polscy królowie tylko przed Bogiem klękali.

Później, gdy Matejko był już sławny, otrzymał – z racji czeskiego pochodzenia – propozycję objęcia posady rektora Akademii Sztuk Pięknych w Pradze. Odmówił bardzo grzecznie, wyjaśniając, że jest Polakiem i jego miejsce jest w Polsce.

Pierwszy prezydent Krakowa doby autonomii galicyjskiej, Józef Dietl, wybitny polityk i uczony, był synem austriackiego urzędnika. I już jako student spędził parę miesięcy w więzieniu, ponieważ domagał się, by językiem wykładowym na Uniwersytecie Jagiellońskim był język polski.

Przykłady można by mnożyć. Stanisław Cat-Mackiewicz napisał kiedyś, że kultura polska ma w sobie jakąś niesamowitą moc przyciągania. Że cudzoziemiec osiedlający się w Polsce na stałe, polonizuje się w błyskawicznym tempie, a jego dzieci są już stuprocentowymi Polakami. Dlaczego tak się dzieje?

Nie jestem specjalistą od takich spraw, ale wydaje mi się, że przyczyna leży w podejściu narodu do własnej kultury i tradycji. Jeśli cudzoziemiec, nawet taki, który – jak Tatarzy – pochodzi z zupełnie innego kręgu kulturowego i nawet zupełnie inną religię wyznaje, zobaczy że przyszło mu mieszkać z ludźmi dumnymi ze swojej tożsamości, ludźmi niezłomnymi, gotowymi dla swojej ojczyzny zrobić wszystko, wówczas stwierdzi – tak, to jest coś! Ja też chcę być taki jak oni.

Natomiast jeśli trafia między stado ciot i pedałów (darujmy sobie niedopowiedzenia), odrzucających wszelkie tradycyjne wartości, nurzających się w bezdusznym hedonizmie, tchórzliwych, w odpowiedzi na atak terrorystyczny potrafiących jedynie malować kredkami po asfalcie i gardzących swoją własną cywilizacją – to taki cudzoziemiec stwierdza: skoro oni sobą gardzą, to i ja nimi gardzę. A jak się kimś gardzi, to mu się daje po pysku. On nie odda. Najwyżej się popłacze. To mu się daje jeszcze raz.

Myślę, że my, Polacy, jeśli utrzymamy swoją tożsamość – a wygląda na to, że młode pokolenie pilnie jej strzeże – za jakieś dziesięć lat przyjmować będziemy tysiące emigrantów rocznie. Ale nie z Bliskiego Wschodu. Przyjadą do nas kucharze z Italii, inżynierowie z Niemiec, malarze z Francji, etc.; tacy ludzie których nie zdołano ogłupić, którzy szukać będą bezpiecznego schronienia. A ich dzieci będą już Polakami. Pod warunkiem, że zachowamy tradycyjną polską tolerancję. Jakoś tak to było u Sienkiewicza: kiedy zaczęły bić dzwony, rycerze rozeszli się. Pan Skrzetuski poszedł do kościoła, pan Zaćwilichowski poszedł do cerkwi, a pan Zagłoba poszedł do karczmy. No i tego się trzymajmy.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small