Ze wzgórza pod Krakowem
Twardy i odważny pasterz
Jan Paweł II, nawet gdy był schorowany, niedomagający fizycznie, potrafił stanowczo wskazać błędy i zaniedbania wśród uczniów Chrystusa. A czynił to z miłości do powierzonej mu owczarni.
Po raz ostatni z Janem Pawłem II spotkałem się w 2002 r. podczas kolejnego pobytu w Papieskim Kolegium Ormiańskim. 23 kwietnia, w święto św. Wojciecha, patrona Polski, papież odprawiał mszę po polsku w swojej prywatnej kaplicy. Miałem na nią zaproszenie od ks. Stanisława Dziwisza. Do kaplicy wprowadzili nas gwardziści. Wraz ze mną obecnych było ok. 50 księży. Panowała absolutna cisza. Szukałem wzrokiem Jana Pawła, ale nigdzie nie mogłem go dostrzec. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że siedzi w głębokim fotelu ustawionym przed ołtarzem. Jego schorowane ciało było skulone niemal do postaci embrionalnej, tak że od tyłu był zupełnie niewidoczny. Siedział nieruchomo, zatopiony w modlitwie.
Po półgodzinie wyszli dwaj kapelani papiescy, ks. Stanisław Dziwisz i Mieczysław Mokrzycki, oraz asysta. Pomagano papieżowi założyć szaty liturgiczne, a właściwie ubrano go, gdyż sam był tak słaby, że nie mógł wstać o własnych siłach. Także w trakcie nabożeństwa nieustannie byli przy nim kapelani, podtrzymując go, sadzając lub wręcz przemieszczając na fotelu podczas czytań. Stan Jana Pawła zrobił na mnie porażające wrażenie – widziałem człowieka złamanego chorobą, zniedołężniałego, całkowicie uzależnionego od pomocy innych. Kiedy w Polsce świadomość choroby papieża nie była jeszcze tak powszechna, ja – patrząc na tego staruszka – byłem przekonany, że umiera.
Jednak gdy po mszy każdy z zaproszonych księży miał okazję porozmawiać z nim, przekonałem się, że choć jego ciało niedomagało, umysł nadal był w świetnej formie. Zresztą właśnie tego dnia spotkał się z kardynałami amerykańskimi, których publicznie, w obecności dziesiątków telewizyjnych wozów transmisyjnych, wezwał do zajęcia się problemem pedofilii w Kościele amerykańskim. Jest to dowód, że Jan Paweł II zajął jednoznaczne stanowisko w tej sprawie. Powinni to zauważyć ci, którzy zarzucają mu, iż lekceważył ten problem. Dla wielu ludzi taka postawa papieża była wzorem i umocnieniem. On – schorowany, niedomagający fizycznie – potrafił stanowczo wskazać błędy i zaniedbania wśród uczniów Chrystusa. Miał wtedy osiemdziesiąt dwa lata, lecz duchowo i moralnie był nadal bardzo twardy i odważny. A czynił to wszystko z miłości do powierzonej mu owczarni. W 35. rocznicę jego wyboru na Stolicę Piotrową warto o tym pamiętać.
Tadeusz Isakowicz-Zaleski