W złym towarzystwie
Rozmyślałam właśnie przy porannym goleniu, jak ugryźć temat głośnej a rzekomej[i] „odmowy” SDP podpisania oświadczenia, wysmażonego przez kilka organizacji, obecnych na dyskusji o podsłuchach w Fundacji Helsińskiej. A tu świetne podsumowanie. Kolega dziennikarz, Marek Palczewski tak napisał o problemach dziennikarzy, zapraszających do programu Korwina-Mikke(http://sdp.pl/felietony/10022,dwa-bojkoty-felieton-marka-palczewskiego,1…): „Są ludzie, którym nie warto podawać ręki, bo albo nam ją zmiażdżą, albo nas spoliczkują.” Takich się nie zaprasza do programu, nawet, jeżeli są europosłami. I tu wielka rola mediów publicznych – one powinny zapraszać nawet takich, ale mają od tego specjalne programy o Europarlamencie i tam jest miejsce, by mogły się wyjęzyczyć persony o „odmiennych poglądach”. I zwyczajach typu pięścią w nos, dodajmy. Do takich, trzeba to sobie jasno powiedzieć, nie chodzi się również na dyskusje, bo co wyssą z palca, tym naplują.
W końcu czerwca dostałam zaproszenie z Fundacji Helsińskiej na ciekawie zapowiadającą się debatę o podsłuchach w pracy dziennikarskiej (wbrew temu, co napisały wirtualnemedia.pl, nie miało to być o „publikacji tygodnika „Wprost” i wydarzeniach w tej redakcji”). Oczywiście, ja – tylko jako publiczność. Dyskutanci byli z różnych towarzystw, plus Agnieszka Romaszewska z SDP.
Uczestnicy rozmaicie podchodzili do problemu, w dużej mierze nie do przyjęcia dla SDP, i w toku dłuższej dyskusji każdy zostawał przy swoim zdaniu. Pominę tony wygadywanych przy okazji bulwersujących bredni o zwiększaniu w przyrodzie ilości „cierpienia” podsłuchiwanych polityków, o tym, że czym innym jest nagrywanie Rywina przez „Agorę” a czym innym Sienkiewicza z Belką przez redakcję „Wprost”, i innych bredni całkiem zwyczajnych. Pod koniec spotkania doktor psychologii z Czerskiej zaproponował, żeby sformułować wspólne oświadczenie. Romaszewska odmówiła, podkreślając, że celem jej wizyty jest zgodnie z zaproszeniem debata, a nie formułowanie czegokolwiek na piśmie. Nie mówiła o ewentualnej treści, o rozkładaniu akcentów w oświadczeniu, tylko o tym, że dyskusja na zamkniętym spotkaniu to dyskusja, a nie oświadczenie.
Wyszłam stamtąd z poczuciem zmarnowanego czasu.
Kilka dni później część dyskutantów ogłosiło swoje oświadczenie, w pakiecie z informacją, że Romaszewska choć na spotkaniu była, to ona, a tym samym SDP, nie podpisała oświadczenia. Chcą, to niech sobie oświadczają co chcą. Romaszewska w pierwszej reakcji postąpiła słusznie i właściwie, niepotrzebnie jednak potem moim zdaniem wkręciła się w publiczne rozważania na temat przyczyn swej odmowy.
Natomiast ci co zawsze, pokazali, że nie mogą żyć bez manipulacji. Nie mogą zresztą w żadnej sprawie. Zawsze są do załatwienia jakieś interesy, jakaś pedagogika wstydu, lansowanie „modernizacji” czy nauczanie maluczkich. Napisali np. na portalu wyborcza.pl: „Lekarze nie bronią klauzuli sumienia”. A potem w treści: „Na zniesienie klauzuli sumienia zgodziłoby się 42 proc. ginekologów i co trzeci lekarz innej specjalizacji.” Ach, więc godzi się tylko co trzeci? Czyli że jednak dwie trzecie są za utrzymaniem klauzuli sumienia? I skąd w tekście wzięły się 24 tygodnie ciąży jako graniczny termin legalnej aborcji? Z wypowiedzi dr Dębskiego, bo przecież w ustawie nic o tym nie ma?
Ech! O czym tu gadać…
Felieton ukazal się na portalu sdp.pl
—————————————————-
[i] Rzekomo = podobno tak jest, ale ja wiem, że tak nie jest.
Teresa Bochwic